Tuż przed katastrofą 10 kwietnia na smoleńskim lotnisku wylądował jak-40 z dziennikarzami, którzy mieli relacjonować wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Czy lądując w gęstej mgle załoga złamała procedury? Na to pytanie odpowiedzi szukała sześcioosobowa komisja. Została powołana w maju, na wniosek Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów przez nowego dowódcę Sił Powietrznych gen. Lecha Majewskiego.
[srodtytul]Piloci i minima [/srodtytul]
Już w czerwcu, m.in. z zeznań kontrolerów, było wiadomo, że jak-40 wylądował poniżej minimum widzialności, czyli 500 m.
Jednak komisja uznała, że pilot błędu nie popełnił. "Komisja stwierdziła, że warunki pogodowe w momencie lądowania pozwalały na jego wykonanie, a piloci mieli do tego uprawnienia. Pilot nie złamał według komisji żadnych minimów" – odpowiedział 10 czerwca na pytania "Rz" ppłk Robert Kupracz, rzecznik Sił Powietrznych. Zaznaczył, że "komisja oparła się na zeznaniach świadków i dostępnych dokumentach".
W poniedziałek, a więc po ponad siedmiu miesiącach, ten sam rzecznik stwierdził, że komisja zakończyła prace. I zaznaczył w rozmowie z PAP: "Jedną z konkluzji była ta, że piloci złamali regulamin lotniczy, schodząc niżej niż minimalna wysokość określona dla lotniska w Smoleńsku". Podkreślił, że "po zapoznaniu się z wynikami badania incydentu dowódca Sił Powietrznych polecił wyciągnąć konsekwencje dyscyplinarne".