Na czele sztabu wyborczego PSL stanął Eugeniusz Grzeszczak. On również kierował ubiegłoroczną kampanią samorządową, która dla ludowców okazała się udana. – Było jasne, że po tak dobrym wyniku to on stanie na czele kampanii parlamentarnej – mówi jeden z posłów stronnictwa.
Ludowcy nie zrażają się sondażami, w których ich ugrupowanie balansuje na granicy progu wyborczego. – Wybory samorządowe pokazały, że w rzeczywistości poparcie dla nas jest dużo wyższe – zauważa Stanisław Żelichowski, szef sejmowego Klubu PSL. Jego zdaniem w wyborach parlamentarnych partia jest w stanie uzyskać poparcie nawet 12 – 14-proc. I taki też stawia sobie cel. Nieformalny sztab pracuje już od kilku tygodni i szuka pomysłów, które pozwolą go zrealizować.
– Na pewno nasze listy układane będą oddolnie w regionach, a nie narzucane przez centralę. To spowoduje, że będą na nich ludzie, którzy są znani na danym terenie, co z kolei powinno przyciągnąć wyborców – mówi „Rz” polityk z władz PSL. Wiadomo też, że ludowcy postawią w kampanii na bezpośrednie spotkania z wyborcami. – Przyniosło to doskonałe efekty w kampanii samorządowej. Do wyborców lepiej dociera polityk, z którym można się spotkać i porozmawiać, niż osoba, którą widzi się jedynie w telewizorze – dodaje polityk PSL.
Zanim PSL na dobre przystąpi do kompletowania list wyborczych, których wstępne wersje mają być gotowe na początku marca, musi rozstrzygnąć dwie podstawowe kwestie. Po pierwsze, chodzi o finanse, po drugie, wprowadzone niedawno parytety płci na listach wyborczych.
Finanse PSL obciąża 18 mln zł kary za błędy z kampanii w 2001 r. Dodatkowo zaś pogarsza niedawne obcięcie subwencji dla partii o połowę. Ludowcy stracili na tym 7,5 mln zł.