Trudno mi dziś nawet powiedzieć, w ilu uczestniczyłem w tym czasie pogrzebach – mówi Karol Karski, poseł PiS. – Było to czymś niezwykłym, że pogrzeby osób bliskich stały się czymś, czego doznawaliśmy wtedy codziennie przez trzy tygodnie. Oswoiliśmy się z brzemieniem marsza pogrzebowego, ale jednocześnie pozostawało poczucie ogromu majestatu śmierci. Byłem na pogrzebie Lecha i Marii Kaczyńskich, moich kolegów z PiS m.in. Oli Natalli-Świat, a także wiceministra spraw zagranicznych Andrzeja Kremera, posłanek Izabeli Jarugi-Nowackiej i Jolanty Szymanek-Deresz. Na tym ostatnim pogrzebie podszedł do mnie były prezydent Aleksander Kwaśniewski i powiedział, że ten ból, który teraz wszyscy niezależnie od podziałów politycznych przeżywamy, łączy nas.
Pierwsze do kraju wróciły szczątki prezydenta, potem jego małżonki. 13 kwietnia metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz ogłosił, że para prezydencka zostanie pochowana na Wawelu. Wcześniej brano pod uwagę także inne lokalizacje, m.in. Powązki oraz warszawską katedrę św. Jana.
Kontrowersje wokół Wawelu
Postanowienie, że para prezydencka ma spocząć w wawelskiej krypcie, podzieliło komentatorów i opinię publiczną. Przed krakowską kurią manifestowali przeciwnicy i zwolennicy pochowania pary prezydenckiej w tym miejscu. „Zostawmy Wawel królom!" – skandowali ci pierwsi. Drudzy odpowiadali: „Dajcie odpoczywać w pokoju".
Kuria krakowska podkreślała, że decyzja jest ostateczna i została podjęta po rozmowie ze stroną rządową oraz z rodziną Marii i Lecha Kaczyńskich.
14 kwietnia przyleciał z Moskwy samolot z ciałami 30 ofiar, m.in. szefa NBP Sławomira Skrzypka, wicemarszałków Sejmu Krzysztofa Putry (PiS) i Jerzego Szmajdzińskiego (SLD), szefa Kancelarii Prezydenta Władysława Stasiaka, prezydenckiego ministra Pawła Wypycha, szefa PKOl Piotra Nurowskiego, dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazany, wiceministra kultury Tomasza Merty.