2 lipca minęło pięć lat od śmierci Jerzego Ziobry, ojca Zbigniewa – byłego ministra sprawiedliwości, obecnie eurodeputowanego PiS.
Jerzy Ziobro w 2006 r. podczas wycieczki w góry poczuł ból w klatce piersiowej. Wykonane prywatnie badania potwierdziły problemy, więc zgłosił się do II Kliniki Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Kiedy go przyjmowano był w dobrym stanie. Jednak po przeprowadzonych zabiegach stan Jerzego Ziobry się pogarszał i po sześciu dniach zmarł. Rodzina zarzuca lekarzom, że wybrali niedopuszczalne w takim przypadku metody leczenia i wyniku powikłań doprowadzili do śmierci pacjenta.
Powiadomili prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Ta w oparciu o opinię biegłych sprawę umorzyła. Wtedy Ziobrowie zamówili ekspertyzy u specjalistów kardiologii, głównie z zagranicy. Stwierdzili oni, że doszło do rażących błędów lekarskich, co przyczyniło się do śmierci pacjenta. Na tej podstawie sąd nakazał prowadzenie postępowania i wykonanie nowych ekspertyz. Po długich procedurach zlecono przygotowanie opinii zespołowi pod kierunkiem katowickiego Zakładu Medycyny Sądowej. Wynikało z niej, że pacjent był leczony prawidłowo i nie doszło do zaniedbań. Pod koniec czerwca tego roku prokurator Mirosław Cebula z Ostrowca Świętokrzyskiego umorzył postępowanie.
Ziobrowie czytając opinię biegłych uznali, że jest w niej wiele sprzeczności i brakuje odniesienia się do niektórych kluczowych dowodów. Chodzi m.in. o zdjęcie rentgenowskie klatki piersiowej wykonane sześć dni po przyjęciu Jerzego Ziobry do szpitala. Rodzina uznała, że zaginęło, bo w ekspertyzie jest uwaga „brak wyniku rtg z 28-go". – Na zdjęciu było widać zmiany, jakie zaszły podczas pobytu męża w szpitalu m.in. powiększone serce. Zdjęcie obrazowało pogorszenie się stanu męża w stosunku do poprzedniego obrazu RTG. Sama prokuratura uznawała to zdjęcie za dowód kluczowy – mówi „Rz" wdowa Krystyna Kornicka–Ziobro.