W odróżnieniu od PiS ingerencja centrali w sprawę obsadzenia pierwszych miejsc na listach PO była znikoma. Tylko w trzech przypadkach interweniował szef partii. Donald Tusk narzucił lokalny m strukturom dwójkę spadochroniarzy: Bartosza Arłukowicza w Szczecinie i Joannę Kluzik-Rostkowską w Rybniku. Interweniował też w sprawie pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Elżbiety Radziszewskiej, którą władze regionu łódzkiego chciały pozbawić jedynki w rodzinnym Piotrkowie Trybunalskim.
Ułuda popularności
– Skutek jest taki, że jedynki obsadziły osoby popularne wśród aparatu partyjnego, ale nie wśród wyborców – mówi polityk związany z grupą Grzegorza Schetyny.
I wymienia: minister infrastruktury Cezary Grabarczyk jest jedynką w Łodzi, gdzie lepszy wynik mógłby uzyskać minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. Z pierwszego miejsca w Lubuskiem startuje szefowa regionu Bożenna Bukiewicz, przez co Stefan Niesiołowski spadł na drugie. Ireneusz Raś to jedynka z Krakowa zamiast bardziej znanego Jarosława Gowina. Joanna Mucha musiała ustąpić w Lublinie miejsca mało popularnej Magdalenie Gąsior-Marek. Waldy Dzikowski stracił jedynkę w Poznaniu na rzecz Rafała Grupińskiego.
Jeden z szefów regionów odpowiada: – Nie zgadzam się. Obsada jedynek musi też uwzględniać specyfikę regionów. Ktoś, kto często bywa w warszawskich studiach telewizyjnych, nie jest automatycznie popularny w swoim okręgu.
Przecieki do mediów
Wpływ struktur regionalnych na wyłanianie jedynek w PO spowodował, że Platforma najdłużej ze wszystkich partii podejmowała decyzje personalne. Z tego powodu było też dużo przecieków do mediów. To skutek rywalizacji dwóch frakcji: grupy Grzegorza Schetyny i "spółdzielni" Cezarego Grabarczyka.