FIFA i Brazylia żyją jak pies z kotem od wielu miesięcy, ale takiego publicznego boksowania się jak w ostatnich dniach jeszcze nie było. W awanturę między organizatorami mistrzostw świata a nadzorującym ich pracę Jerome'em Valcke z FIFA wtrąciła się nawet ambasada Francji i językoznawcy.
Musieli zapewnić brazylijską opinię publiczną, że francuski zwrot użyty przez Valcke'a, gdy ten pomstował kilka dni temu na stan przygotowań do MŚ, nie oznacza, że to Brazylię ma ktoś za te wszystkie opóźnienia "kopnąć w dupę", jak to przetłumaczyły miejscowe media, ale że Brazylia ma się kopnąć sama (se donner un coup de pied aux fesses), czyli przyspieszyć.
Persona non grata
Valcke, sekretarz generalny FIFA, sam to już wcześniej wyjaśnił i przeprosił za nieporozumienie, ale jemu Brazylijczycy wierzą tak jak Grecy Angeli Merkel. Widzą w nim nadzorcę, który ich nie szanuje, nie rozumie i trzyma pod butem, żeby na czas mundialu przyznali FIFA same prawa, a żadnych obowiązków.
Brazylijczycy uznali nawet Valcke'a za persona non grata, ich minister sportu napisał list do Seppa Blattera, żeby mianował do nadzorowania prac kogoś innego. Po wyjaśnieniach gniew im trochę minął i pewnie wpuszczą Francuza na następną inspekcję 12 marca.
Valcke mówi o przygotowaniach tak, jak już dawno nie mówił o gospodarzu wielkiego turnieju nikt z FIFA i UEFA. Nawet o Ukrainie, gdy była na najostrzejszym zakręcie.