Wszyscy unijni komisarze poparli apel szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso o bojkot Euro ze względu na fatalne traktowanie Julii Tymoszenko. Do tego chóru przyłączyli się także politycy z Niemiec, Austrii i Holandii. W tle jest sprawa układu stowarzyszeniowego Ukrainy z Unią Europejską i w ogóle kierunku, w jakim ma podążać Kijów.
Kto ich nie chce w Unii Europejskiej
– Chodzi o to, czy Ukraina zwiąże się z UE, czy z Rosją. Tych tendencji pogodzić nie można. A Euro pada ofiarą geopolitycznej walki o przyszłość Ukrainy w Europie – mówi "Rz" eurodeputowany Platformy Obywatelskiej Paweł Zalewski. I dodaje, że ci, którzy chcą bojkotować mistrzostwa, w rzeczywistości działają na rzecz związania Ukrainy z Rosją.
Identycznego zdania jest eurodeputowany PJN Paweł Kowal. – Nie mam wątpliwości, że sprawa bojkotu Euro ma drugie dno. Pobicie Tymoszenko w więzieniu jest wykorzystywane przez tych europejskich polityków, którzy nie chcą umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą i w ogóle Ukraińców w Unii Europejskiej – powiedział w rozmowie z "Rz".
Powodem protestów polityków UE jest sprawa Julii Tymoszenko, głównej przeciwniczki politycznej prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza – jej osądzenie i skazanie za decyzję polityczną (podpisanie niekorzystnego układu gazowego z Rosją), a więc taką, która w Europie nie podlega odpowiedzialności karnej.
Układ stowarzyszeniowy Ukrainy z UE parafowano, ale jego podpisanie i wejście w życie wydaje się dziś mało realne. Znaczące państwa unijne, jak Niemcy i Francja, wolałyby sprawę odłożyć z kilku powodów. Nie bez znaczenia jest kryzys finansowy w Unii, ale i niemałe interesy, jakie kraje UE robią z Rosją. A Moskwa usiłuje za wszelką cenę nie dopuścić do stowarzyszenia Ukrainy z Unią. Ma dla niej zupełnie inne propozycje: Związek Celny (z udziałem Kazachstanu i Białorusi) na dziś i Unię Eurazjatycką w przyszłości.