Korespondencja z Nowego Jorku
Stany Zjednoczone mogą się nie obronić przed atakiem irańskich rakiet dalekiego zasięgu, a przy budowie skutecznego systemu obronnego potrzebny byłby powrót do koncepcji tarczy antyrakietowej z czasów administracji George'a W. Busha, przynajmniej w tej części, która dotyczy bezpośredniej ochrony terytorium USA.
Taką konkluzję przynosi 260-stronicowy raport National Research Council (NRC) przygotowany na zlecenie Kongresu Stanów Zjednoczonych. Eksperci po dwóch latach badań doszli do wniosku, że administracja Baracka Obamy powinna powrócić do pomysłów, które porzuciła trzy lata temu, kiedy w ramach „resetu" w stosunkach z Rosją zrezygnowała z rozmieszczenia elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach.
– Obecny system ma tylko ograniczone możliwości obrony Stanów Zjednoczonych przed rakietami nadlatującymi z innych kierunków niż Korea Północna – mówił podczas konferencji prasowej L. David Montague, jeden z głównych autorów studium. Z pełnego technicznych szczegółów raportu wynika, że USA powinny zmodernizować i zagęścić sieć rakiet przechwytujących (tzw. GBI – ground based interceptors), chroniących bezpośrednio terytorium USA. Dla pełnej obrony przed atakiem ze strony Korei Północnej lub Iranu szybsze i mniejsze rakiety powinny zostać rozmieszczone nie tylko w już istniejących bazach w Kalifornii i na Alasce, ale także w trzecim miejscu na terytorium USA. Najlepszą lokalizacją miałoby być wschodnie wybrzeże. Umieszczone tam rakiety i zmodernizowane systemy wykrywania mogłyby chronić Kanadę, a częściowo także i Europę. Eksperci NRC uważają, że także na Starym Kontynencie NATO potrzebuje wzmocnienia obrony antyrakietowej.
Zdaniem ekspertów zmiana strategii i modernizacja systemu byłaby możliwa przy niewielkich dodatkowych nakładach, a nawet w ramach obecnego budżetu Pentagonu. Obecny koszt operacji systemu szacowany jest na 10 mld dol. rocznie.