Członkowie naszych rodzin nie byliby szczęśliwi, że interesują się nimi służby
Sprawa restrukturyzacji jest otwarta. Ale w polityce liczy się, żeby mieć rację i żeby mieć większość. Dlatego próbuję szukać kompromisu z kolegami z PSL.
Nie ma pan poparcia premiera w tej sprawie?
To jest sprawa stosunkowo drobna, więc nie ma sensu wikłać w nią premiera.
Drobna? Sam pan mówi, że m. in. z tego powodu doszło do afery Amber Gold.
Gdyby struktura sądów wyglądała inaczej, to do wielu spraw takich jak Amber Gold by nie doszło, bo sądy funkcjonowałyby dużo sprawniej. Więcej byłoby sędziów do pracy, mniej do piastowania stanowisk.
Nie potrafi pan przekonać premiera do swoich racji?
Pan premier wielokrotnie mówił, że rozwiązanie, które proponuję, uważa za właściwe. Ale koledzy z PSL pozostają przy swoim stanowisku.
Gdy pan premier bardzo czegoś chce, to stawia na swoim.
Autorytet pana premiera powinien być wykorzystywany oszczędnie.
Czy podoba się panu pomysł, by Roman Giertych wyciągnięty z niebytu sądził się w imieniu Michała Tuska z tabloidami za niektóre publikacje dotyczące jego i Amber Gold.
Mam na głowie napisanie nowej ustawy o prokuraturze, usprawnienie sądownictwa, poszerzanie dostępu do zawodów, kariera adwokacka Romana Giertycha nie spędza mi więc snu z powiek. Ale nie wyłonił się z niebytu, już wcześniej reprezentował ministra Sikorskiego w jakichś sprawach.
Może awansuje na rządowego adwokata? Gdy rząd będzie miał pretensje do mediów, to Giertych będzie pisał pozwy?
Chcę wszystkich uspokoić: z usług mecenasa Giertycha korzystać nie zamierzam.
Czy zgadza się pan z opiniami, że Giertych zbliża się politycznie do Platformy? Może zostaniecie kolegami partyjnymi?
Przysłuchując się rozmaitym jego wypowiedziom, myślę, że poglądami stopniowo zbliża się do naszej partii. Ale od takiego stwierdzenia do jego wejścia do Platformy droga bardzo daleka.
Rząd podpisał konwencję o przemocy wobec kobiet, którą pan krytykował. Czy to oznacza, że pana pozycja słabnie?
Od początku było oczywiste, że tak się stanie, bo takie jest stanowisko premiera. A jego autorytet w rządzie jest niekwestionowany.
Dlaczego więc toczył pan wojnę, skoro z góry wiedział, że będzie przegrana?
W polityce liczą się dwie rzeczy: większość i racja. Czasami nie ma się większości, a ma się rację. Byłem pewien, że rząd podpisze konwencję. Ale chciałem, żeby w debacie publicznej wybrzmiały również głosy tych, którzy są przeciwni inżynierii społecznej, przeciwni zwalczaniu tradycyjnego rozumienia małżeństwa czy rozmywaniu pojęć kobiety i mężczyzny.
To bardzo filozoficzne podejście. Mimo to zżyma się pan, że jest w Platformie grupa osób, które forsują lewicowe, a nawet lewackie projekty.
Z tym określeniem „lewackie" to mnie poniosło. Ale lewicowe projekty rzeczywiście są forsowane przez część posłów Platformy. Zobaczymy, jaki będzie ich los. Myślę, że jeżeli chodzi o związki partnerskie, to w Sejmie nie znajdzie się większość wystarczająca do ich legalizacji.
Niemniej jednak taki projekt z waszego klubu wyjdzie.
Martwi mnie to. Platforma należy przecież do rodziny partii chadeckich, zawsze też definiowaliśmy się jako partia liberalno-konserwatywna, a nie lewicowa. Co jednak ważniejsze, w obecnej sytuacji powinniśmy się koncentrować na sprawach gospodarczych, a nie uczestniczyć w sporach światopoglądowych, a już tym bardziej je wszczynać.
Czy obecność takich projektów oznacza, że skrzydło lewicowe w Platformie bierze górę nad konserwatystami?
Nie. W wielu głosowaniach, chociażby w sprawie powołania rzecznika do spraw dyskryminacji, stanowisko posłów o konserwatywnej wrażliwości bierze górę w klubie. Zresztą my nie toczymy wewnętrznej wojny. Po prostu się różnimy w takich kwestiach, jak związki partnerskie czy in vitro, i to są różnice naturalne. Natomiast nie powinny być niepotrzebnie podsycane, a kierownictwo klubu powinno unikać roli strony w takich sporach.
A pan uważa, że stoi po stronie skrzydła lewicowego?
Niestety, na to wygląda. Na szczęście jednoznaczne stanowisko premiera przesądziło, że w sprawach światopoglądowych w PO dyscypliny nie będzie.
Jesienią rząd zajmie się deregulacją
Komitet Stały Rady Ministrów przyjął wczoraj bez poprawek projekt ustawy deregulującej dostęp do niektórych zawodów. Ustawa może trafić na posiedzenie rządu za dwa tygodnie. Przewiduje uwolnienie dostępu do blisko pięćdziesięciu zawodów, w tym taksówkarza, przewodnika turystycznego czy pośrednika nieruchomości. Ale na liście są też: adwokat, doradca zawodowy, detektyw, trener i instruktor sportu czy geodeta. Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowuje już drugi projekt deregulujący dostęp do kolejnych 80–90 zawodów. Jarosław Gowin uważa, że otwarcie dostępu do zawodów zwiększy liczbę miejsc pracy i obniży ceny za usługi. –e.o.