Cały świat oglądał amatorski film z ostatnich chwil życia Muammara Kaddafiego pojmanego w rodzinnej Syrcie 20 października 2011 roku. Przerażonego dyktatora, który ukrywał się w rurze melioracyjnej, szarpie tłum uzbrojonych mężczyzn ubranych po cywilnemu lub częściowo umundurowanych. Słychać strzały i okrzyki „Allah Akbar". Wyglądało to na akcję Libijczyków mszczących się na dyktatorze, który od lutego próbował krwawo zdławić rewolucję.
Tak się wydawało. Im bliżej rocznicy, tym więcej pogłosek, że za zabiciem Kaddafiego stali obcy. – To jeden z zachodnich wywiadów jest za to odpowiedzialny – powiedział w zeszłym tygodniu telewizji egipskiej Mahmud Dżibril, do niedawna człowiek numer jednej w antykaddafowskiej Libii, były szef tymczasowego rządu, a obecnie przywódca koalicji, która w lipcowych wyborach, pierwszych wolnych, zdobyła najwięcej miejsc w parlamencie.
Dżibril nie wyjawił, o jaki wywiad mu chodzi. Zasugerowało to kilka zachodnich gazet: To wywiad francuski, który miał dostać informacje o miejscu pobytu libijskiego dyktatora od służb innego dyktatora, nadal utrzymującego się dzięki temu u władzy w Syrii – Baszara Asada. W mediach zachodnich spekulowano też, że Kaddafi został zamordowany przez francuskiego agenta (momentu śmierci na wspomnianym filmie nie widać).
– Nie wierzę w wersję o robocie obcego wywiadu – mówi „Rz" Richard Dalton, znany ekspert z londyńskiego Chatham House. Jego zdaniem żadne siły państw zachodnich nie działały tam wówczas na lądzie. Jedynie lotnictwo NATO-wskie przekazywało rewolucjonistom informacje o namierzonych konwojach dyktatora.
– Gdyby Zachód był zaangażowany w schwytanie Kaddafiego, to stanąłby on przed sądem libijskim lub trybunałem międzynarodowym, a nie został zabity na miejscu – podkreśla Dalton, dodając, że oskarżanie Zachodu to element walki politycznej w Libii, forma demonstrowania niezależności od zagranicy.