In vitro niczego nie leczy

Kto ma władzę, może zdecydować o rozwiązaniu siłowym – mówi ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier

Publikacja: 04.11.2012 11:00

In vitro niczego nie leczy

Foto: ROL

Czuje się ksiądz przegrany?

ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier, prawnik, członek Zespołu do spraw Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski:

Przegrany? Czyżbym uczestniczył w jakiejś grze?

Cztery lata dyskusji o in vitro, w tym rok pracy w komisji powołanej przez premiera w sprawie konwencji bioetycznej, i nagle premier decyduje, że bez ustawy bioetycznej będzie refundacja in vitro. I będzie ratyfikacja konwencji.

Jeśli w partii szachów ktoś kopnie stolik, to druga strona ma się czuć przegrana?

Premier pewnie też się nie czuje przegrany, skoro 79 proc. Polaków w sondażach opowiada się za in vitro.

Kościołowi zależy na dobru człowieka – każdego, także niewierzącego

Gdy ktoś ma władzę, może zdecydować o rozwiązaniu siłowym. Kto jednak wtedy okazuje się naprawdę słaby? Czy chodzi wreszcie o sprawę, czy o poprawienie notowań w sondażach popularności? Każde działanie niesie ryzyko, bo w przypadku, o którym mówimy, ryzyko jest spore, bo pomysł wprowadzenia i finansowanie in vitro przez program zdrowotny to balansowanie na granicy prawa. Powstaje pytanie, czy pomysł, o którym mowa, jest w ogóle zgodny z konstytucją.

A jest?

Budzi się kilka poważnych wątpliwości, gdy materię dotyczącą praw człowieka próbuje się regulować nie w ustawie, ale na niższym szczeblu. To nie tylko niedopuszczalne, ale właśnie niekonstytucyjne. Pytanie o zgodność z prawem rodzi program zdrowotny, w ramach którego resort zdrowia zamierza refundować zabiegi in vitro. Taki program musi mieć podstawy naukowe. Ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej wymaga, aby program zdrowotny pozwolił w określonym czasie osiągnąć założone cele polegające na „zrealizowaniu określonych potrzeb zdrowotnych oraz poprawy stanu zdrowia określonej grupy świadczeniobiorców". In vitro niczego nie leczy. Nie poprawia zdrowia, jedynie zaradza skutkom bezpłodności. Kto podejmie się opracować podstawy naukowe tego programu zdrowotnego? A kto je zatwierdzi? Oczywiście na siłę też się uda osiągnąć zamierzone efekty: gdy dyrektor chce koniecznie zwolnić pracownika, woła prawnika i pyta o koszty. Pomimo konsekwencji bezprawnego działania: sądu pracy, odszkodowań, ewentualnej konieczności przywrócenia zwolnionego do pracy, podejmuje taką decyzję, bo dla niego liczy się nie przestrzeganie prawa, ale efekt. To wszelako wyraz arogancji nie tylko wobec konkretnych uregulowań, ale porządku prawnego jako takiego. To wyraz arogancji władzy.

Już słyszymy zapowiedzi skierowania ewentualnego rozporządzenia do Trybunału Konstytucyjnego.

Pan premier ma jeszcze szansę z twarzą się wycofać z przedstawionych pomysłów.

To chyba mało prawdopodobne?

Odwołanie czegoś, co mało rozsądne, każdy uzna za mądrą decyzją, godną szacunku. Rewidowanie pozycji w kontekście zastrzeżeń, które się pojawiają, nie uwłacza nikomu. Oczywiście rozsądek powinien był zadziałać wcześniej i należało dawno temu szukać porozumienia, zwłaszcza że pan premier w 2008 roku powołał komisję w sprawie konwencji bioetycznej. Po zakończeniu przez nią kilkumiesięcznych prac nie wykazał jednak zainteresowania ratyfikacją.

Komisja, zwana wtedy potocznie komisją Gowina, rekomendowała ratyfikację konwencji, ale nie bez zastrzeżeń.

Konwencja może przynieść wiele pozytywnych skutków, lecz nie należy jej ratyfikować bezrefleksyjnie. Jej celem jest podniesienie standardów w zakresie biomedycyny – nie żaden liberalizm, jak chcieliby ją interpretować niektórzy. W pewnych kwestiach obowiązujące w Polsce standardy są wyższe niż przewidziane w konwencji, w innych niższe. Konwencja daje więc szansę ich podniesienia. Jednak można ją interpretować i tak, że najpierw wszystkie standardy muszą być takie, jak w niej przewidziane, z niższymi włącznie, a dopiero potem można je sobie podwyższyć, jak ktoś da radę.

To dość absurdalne.

Ale prawdziwe: są tacy, którzy chcieliby użyć konwencji do obniżenia obowiązujących w Polsce wyższych standardów ochrony w zakresie biomedycyny. Zdaniem większości komisji przed podobnymi zakusami trzeba się zabezpieczyć. Drugie zagrożenie jest takie, że jeżeli się konwencję ratyfikuje, a nie dostosuje do niej prawa krajowego, to zostaje pole do interpretacji dla prawników. Dobrze, jeżeli sprawa trafia do Trybunału Konstytucyjnego, ale to nie Trybunał powinien zajmować się dostosowaniem konwencji do prawa krajowego. Dlatego nie zrobi tego kompleksowo. Najpierw powinna zostać uchwalona przez parlament ustawa bioetyczna. Dopiero potem ratyfikacja międzynarodowej konwencji. Gdy pytano Francję, dlaczego tak długo nie ratyfikuje konwencji bioetycznej, wskazała właśnie na brak w prawie krajowym właściwej ustawy. Trzecie, choć moim zdaniem najpoważniejsze zagrożenie dotyczy tego, że w konwencji na określenie człowieka używa się różnych słów: byt ludzki, osoba, członek gatunku ludzkiego, każdy. Jeżeli w jakimś akcie normatywnym pojawiają się różne określenia, każde powinno co innego oznaczać. Dlatego komisja rekomendowała ratyfikację konwencji z zastrzeżeniem, że ta różnorodność terminologiczna nie może być interpretowana jako uzasadnienie zróżnicowania zakresu ochrony wolności i praw człowieka określonego w Konstytucji RP.

Skoro premier zapowiedział ratyfikację konwencji bioetycznej bez przyjęcia ustawy, nie będzie zajmował się zastrzeżeniami.

Przynajmniej w ostatniej kwestii zastrzeżenie musi zostać poczynione. Chodzi więc o to, aby nie pozwolić na zmianę polskiego porządku konstytucyjnego międzynarodową konwencją. W przeciwnym razie, pomijając wszystko inne, pan premier wypadnie niepoważnie: pytał o poradę, zebrał spory i zróżnicowany pod każdym względem zespół, a jak otrzymał, o co prosił, z porady nie skorzystał. Poza tym oddzielałbym ratyfikację konwencji od wdrożenia programu zdrowotnego. W każdej z tych kwestii można jeszcze mądrze postąpić. O prezydencie konstytucja z 1935 roku mówiła, że odpowiada tylko przed Bogiem i historią. Życie pokazuje, że zanim się nawet stanie przed Panem Bogiem, historia zdąży już człowieka ocenić.

Czy ratyfikacja konwencji wymusi wprowadzenie in vitro do polskiego prawa?

Konwencja szanuje prawo krajowe. Z konwencją zgodny jest zakaz in vitro w danym kraju. Gdy się jednak tę procedurę dopuszcza, konwencja wymusza przyjęcie i zachowywanie określonych standardów, wskazuje mechanizmy kontrolne.

W ciągu czterech lat publicznej dyskusji o in vitro Kościołowi nie udało się przekonać, że jest to metoda moralnie niegodziwa, nawet katolików regularnie uczestniczących w praktykach religijnych. Tylko 20 proc. jest przeciw.

Uważam, że 20 proc. to i tak niemało. Cztery lata w Polsce w ogóle nie było świadomości, czym jest in vitro i jakie niesie zło. Z rozmów z rodzicami wiem, że wiele osób poddało się zapłodnieniu in vitro, nie mając pojęcia, w czym uczestniczą. Nie ostrzeżono ich nawet o zagrożeniach zdrowotnych. Mają dziś słuszne pretensje, że zostali wprowadzeni w błąd. Ale spójrzmy szerzej. Większość naszego społeczeństwa przyzwala na środki antykoncepcyjne: a więc także ludzie wierzący. Praktykujący katolicy stosują je w małżeństwie. Cóż się dziwić, że przyzwalają na in vitro. Ta procedura stanowi drugi odcinek tego samego serialu: antykoncepcja wyłącza z aktu małżeńskiego płodność, a in vitro rozłącza akt małżeński od poczęcia. U podstaw akceptacji antykoncepcji oraz in vitro leży ten sam utylitaryzm. Chcemy celu, ale nie liczymy się ze środkami.

Ludzie mówią: prawo tego nie zabrania.

A powinno zabronić. Ale prawo to jedno. Ważniejsze jest sumienie, za którego dobre uformowanie też odpowiadamy moralnie. Każdy ponosi odpowiedzialność za swe decyzje, ale nie jest samotną wyspą: jego decyzje dotykają konsekwencjami innych ludzi. Rola Kościoła sprowadza się do misji proroka – czasem okazuje się tylko głosem wołającego na puszczy. Wobec wolnego wyboru człowieka i Pan Bóg pozostaje bezradny. Kościołowi, a więc nam wiernym świeckim i duchownym, pozostaje niestrudzenie głosić prawdę. Niektórym się wydaje, że coś wymyślamy i chcemy narzucać. Nie. Kościół naucza tego, co jest wynikiem refleksji wspólnoty nad sprawami otaczającego świata w świetle Ewangelii. Kościołowi zależy na dobru człowieka – każdego, także niewierzącego.

Czuje się ksiądz przegrany?

ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier, prawnik, członek Zespołu do spraw Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski:

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!