Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow przyznał wczoraj, że śledztwo prowadzone przez Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej w sprawie katastrofy smoleńskiej toczy się pod nadzorem prezydenta Władimira Putina.
To o tyle zaskakujące, że do tej pory rosyjscy politycy przekonywali, że nie mają żadnego wpływu na śledztwo, w tym na wydanie Polsce wraku Tu-154, czego domagają się polskie władze. Sam Putin deklarował 20 grudnia, że „nie miesza się do śledztwa", a o przekazaniu wraku i o tym, kiedy to się stanie, powinni zdecydować sami śledczy. W dodatku kilka dni temu przedstawiciele rosyjskiego komitetu śledczego sugerowali, by o wrak tupolewa zwracać się z pomocą procedur rosyjskiego prawa, nie zaś drogą polityczną.
– Jeśli prezydent państwa sprawuje osobisty nadzór nad śledztwem, jest to coś zdumiewającego z punktu widzenia standardów państw demokratycznych – mówi dr Ireneusz Kamiński, ekspert prawa międzynarodowego. – Ale w przypadku Rosji nie powinno to zaskakiwać. Dwa lata temu prezydent Miedwiediew stwierdził np., że sprawuje osobisty nadzór nad śledztwem katyńskim – dodaje.
Zaskoczeni deklaracją Ławrowa nie są też polscy politycy. – Myślę, że obecna deklaracja ma więcej wspólnego z prawdą niż wcześniejsze zapewnienia, że śledztwo toczy się w zupełnym oderwaniu od polityki – mówi „Rz" poseł Robert Tyszkiewicz (PO), wiceszef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. – Mam wrażenie, że strona rosyjska zaczyna coraz szczerzej rozmawiać na temat śledztwa. Mam nadzieję, że efektem tego będzie szybkie przekazanie Polsce dowodów rzeczowych, w tym wraku, o co zabiega nasza dyplomacja – dodaje.
Ławrow: naciski z Brukseli nie przyspieszą przebiegu śledztwa