Tragedia, która rozegrała się w Menznau, pod Lucerną, to już drugi taki przypadek w tym roku. Wczoraj od ran zmarła trzecia ofiara 42-letniego Victora B. W środę rano mężczyzna na stołówce zakładowej zabił dwie osoby, a siedem ranił. Zanim przyjechała policja, on też już nie żył. Przyczyny zgonu nie podano, ale lokalne gazety relacjonują, że Victora B. obezwładnili robotnicy i zmarł zapewne od ich ciosów.
Wydarzenia te podgrzały tylko debatę nad ograniczeniem dostępu do broni. Zaczęła się zaraz po tym, gdy 3 stycznia chory umysłowo mieszkaniec wioski Daillon zastrzelił trzech przechodniów.
Debatować jest o czym. Szwajcarzy mają w domach 3,4 mln sztuk broni. Oznacza to, że 64 na 100 z nich posiada pistolet albo karabin (dla porównania – we Francji broń ma co trzeci obywatel). Taka ilość daje Szwajcarom trzecie miejsce na świecie, zaraz po USA i Jemenie, gdzie broń posiada 89 na 100 ludzi.
Przypadki takie jak ten pod Lucerną to jednak w Szwajcarii rzadkość. Od 1990 r. do początku tego roku było ich zaledwie 16.
Zaraz po tragedii w Dillon Partia Socjaldemokratyczna, druga siła polityczna w kraju, przygotowała projekt referendum, które miałoby zatwierdzić zaostrzenie przepisów dotyczących broni. Obecnie każdy kanton prowadzi własną rejestrację osób, które ją posiadają. Socjaldemokraci chcą, by powstała jedna, ogólnokrajowa baza danych.