A nie uważa pan, że jest to postać na tyle skomplikowana i posiadająca jednak zasługi dla tworzenia niepodległej Ukrainy, że to mimo wszystko usprawiedliwia tego typu działania upamiętniające jego osobę?
Nie. Niepodległość własnego kraju, zapewnienie jego istnienia jest oczywiście ważnym celem, który należy uznawać i szanować, natomiast nie można do tego celu dążyć wszelkimi metodami. Jeśli byśmy zaakceptowali taki tok myślenia, to czekałoby nas jeszcze wiele strasznych wydarzeń w przyszłości.
Rozumiem, że honorowanie Bandery i Ukraińskiej Powstańczej Armii jest związane przede wszystkim z pamięcią o długotrwałym oporze przeciwko Sowietom, o czym mało w Polsce wiemy. Z kolei na Ukrainie, stawiając takie pomniki, nie pamięta się o czarnej karcie w historii UPA. Trudno się jednak pogodzić z faktem, że są miejsca, w których pomnik mają sprawcy zbrodni, a ofiary leżą do dziś w nieoznaczonych mogiłach.
Do Polski na zaproszenie IPN na kilka dni przyjechali dziennikarze z Ukrainy. Czy chodziło o to, by może przekonać ich do naszego punktu widzenia zbrodni wołyńskiej?
Dziennikarze z ukraińskich mediów przyjechali na zaproszenie Instytutu i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Zależało nam na tym, by mieli możliwość zapoznania się z naszym punktem widzenia. Drugim celem tej wizyty było to, by mieli szansę poznania podstawowych faktów w tej sprawie. A są one na Ukrainie zupełnie nieznane. 10 lat temu okazało się, że tylko kilka procent społeczeństwa posiadało bliższą wiedzę o zbrodni wołyńskiej. W Polsce wcale nie jest lepiej. Badania CBOS sprzed pięciu lat wskazują, że 59 proc. Polaków coś w ogóle o niej słyszało, ale tylko jedna trzecia respondentów potrafiła wskazać, kto był ofiarą. Jeśli chodzi o sprawców – to tyle samo respondentów było przekonanych, że to zbrodnia sowiecka i tylu samo, że to zbrodnia popełniona przez Ukraińców. Tylko 5 proc. było w stanie odpowiedzieć, że za tę zbrodnie odpowiada UPA. To pokazuje skalę niewiedzy.
Jednym z powodów, że dialogów polsko–ukraiński nie przyniósł na razie większych efektów jest to, że prowadzony był do tej pory prawie wyłącznie na wysokim szczeblu państwowym, politycznym czy religijnym, a większość obu narodów w ogóle nic o samej zbrodni nie wie. Jeśli mówimy o pojednaniu, to najpierw trzeba wiedzieć, co mamy sobie wzajemnie wybaczać.
Kto jest w Polsce odpowiedzialny, że wiedza na ten temat jest na tak znikomym poziomie – czy politycy, którzy unikali rozmowy na ten temat, czy może ludzie kultury i sztuki, którzy też do tej pory zupełnie się tym nie zajmowali? Może szkoła?
Na pewno brakowało decyzji politycznych, nie było na przykład pieniędzy na wspólne polsko–ukraińskie projekty historyczne. Ale też samo środowisko naukowe niewiele robiło. Przez ostatnie 20 lat krąg zawodowych historyków, którzy podjęli ten temat był bardzo wąski. Dlatego tak ważne są prace osób nie będących zawodowymi historykami, które zadbały o udokumentowanie zbrodni.
Ludzie kultury również uciekają od tego tematu. Szkoły też nie podejmowały tej problematyki, chociażby ze względu na trudność zagadnienia. Jak uczyć o Wołyniu, by uwzględnić wrażliwość młodego człowieka? Okrucieństwo tej zbrodni jest niewyobrażalne, a nauczyciele nie otrzymali odpowiedniego wsparcia.
Czyli niechęć może wynikać z samej specyfiki tej zbrodni, z jej niezwykłego okrucieństwa?
Tak. Ale nie może to być jedyne wytłumaczenie milczenia na ten temat. Przecież zbrodnie niemieckie też były przerażające w swojej masowości, czy technicznym podejściu do przeprowadzanych mordów. A jednak je badano.