Odporność na uderzenie jadącej z prędkością 80 km/h ciężarówki o masie 7,5 tony, duża szybkość podnoszenia i możliwość pracy nawet w warunkach ciężkiej zimy – takie wymagania mają spełniać zapory drogowe chroniące teren parlamentu przed terrorystami.
Przetarg, który w tej sprawie rozpisała Kancelaria Sejmu, skończył się skandalem i skierowaniem sprawy do prokuratury. O co chodzi? Kancelaria podejrzewa, że jedna z firm miała próbować ją oszukać, podając nieprawdziwe informacje dotyczące swojego doświadczenia. Skutkiem mogło być obniżenie bezpieczeństwa Sejmu.
Decyzja o budowie zapór zapadła po zatrzymaniu w ubiegłym roku przez ABW Brunona K., chemika z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Zamierzał zdetonować 4 tony materiałów wybuchowych, wwiezionych pod Sejm furgonetką.
Po zatrzymaniu chemika marszałek Sejmu Ewa Kopacz zleciła audyt bezpieczeństwa. Wykazał on, że do najsłabszych ogniw w bezpieczeństwie parlamentu należą właśnie wjazdy na jego teren. Powód? Niektóre bramy są obecnie chronione tylko łatwymi do sforsowania szlabanami.
Kancelaria Sejmu przetarg na nowe zapory rozpisała w maju. Mają wysuwać się z ziemi na wysokość 90 cm i przypominać te zamontowane przed Pałacem Prezydenckim.