Wstyd się przyznać, ale na niektórych odcinkach żyłka sportowa zwycięża i koledzy próbują udowodnić wyższość (na tych wysokościach to wyjątkowo właściwe słowo) swych wypieszczonych pojazdów. Pojazd, którym przemieszcza się Oberżyswiat, jest zawsze na pudle. Wyruszamy ostatni, bo wstajemy wolno, a pakujemy się mozolnie (jest nas w samochodzie czworo – Prezes, Oberżyświat, Michał i Piotr), dojeżdżamy do mety lub do szczytu przełęczy przed innymi. Osobiście taką rywalizację przeklinam, bo nie mam szans na fotografowanie.
Może i dobrze, bo bieganie z aparatem fotograficznym na wysokościach do przyjemnych nie należy. Dziś dojechaliśmy do wysokości 4900m npm. Na przełęczy byliśmy przez kilka minut więc organizm nie zdążył zaprotestować. Na nocleg zjechaliśmy tysiąc metrów niżej. Kilometrów na liczniku przybyło niewiele. Powstrzymuje nas fatalny stan drogi i remonty. Odcinki takie mają często po kilkanaście kilometrów i objeżdżać je trzeba terenem. Ponieważ nasza trasa to w tej chwili już Xinjiang-Tibet Highway rywalizować musimy z TIR-ami i licznymi pojazdami wojskowymi. Teren przygraniczny Ladakhu (sporny obszar do którego roszczą sobie też prawa Indie) każe władzom chińskim na demonstracyjne utrzymywanie tu dużych formacji armijnych. Mijamy je na wszelki wypadek bez zatrzymywania. Punkty kontrolne przechodzimy jednak gładko mimo drobiazgowego sprawdzania dokumentów i wnętrz samochodów. To drugie wynika chyba bardziej z ciekawości. Nam fotografować nie wolno. Nas fotografują uparcie.
Mazar okazał się tylko punktem na mapie. Kilka nędznych sklepików. Kilkunastu mieszkańców.
Nocleg pod gwiazdami. W silnym wietrze. Księżycowi to nie przeszkadza.
Szczegóły na www.rp.pl/Tybet2013 oraz na stronie www.discover4x4.com.