A ja napiszę przekornie wobec niektórych, że Powstanie Warszawskie było czymś dla Polski korzystnym i chwalebnym. Bardzo rzadko używam pojęcia dobra Polski, definiując je inaczej niż dobro obywateli, ale w tym wypadku trochę tak zrobię. Czyli innymi słowy, powstanie było czymś dobrym dla tych, co przeżyli, a ci, co nie przeżyli, z własnej woli przedłożyli ryzyko śmierci w walce nad dalszym życiem w okupowanej Warszawie, które było koszmarem. Poświęcili się dla reszty.
Nie jestem historykiem, ale warto przytoczyć kilka faktów. Po pierwsze, z tego, co czytałem w kilku źródłach, powstanie i tak by wybuchło. Ludzie nie mogli znieść dalszego poniżania ze strony Niemców i życia pod ich butem, a ze spraw bardziej przyziemnych, bycia w nieustannym zagrożeniu wywózką do obozu lub śmiercią. Mając to na uwadze można by usprawiedliwić dowództwo, które wolało pokierować buntem ludzi, niż wystawiać ich na całkowitą rzeź bez żadnej szansy na zwycięstwo. W historii znanych jest wiele przypadków, gdy zdesperowani ludzie wystawiali się na pewną śmierć w walce, nie mając absolutnie żadnych szans na zwycięstwo, choćby powstanie Spartakusa czy niedawne dla ówczesnych Warszawiaków powstanie w getcie.
Niestety nie mogę już dopytać o szczegóły dwóch członków mojej rodziny, którzy walczyli (i przeżyli) w Powstaniu Warszawskim, ale pamiętam, że często o tym mówili i nigdy nie słyszałem z ich strony pretensji do dowództwa (bardziej do Sowietów), a to przecież ich głos w tej sprawie powinien by najważniejszy. Oczywiście wiem, że próba dwóch osób nie jest reprezentatywna, jednak w swoim podejściu do tego tematu na pewno nie byli osamotnieni. Także powstanie tłumaczyłbym bardziej psychologicznie, niż politycznie, bo tak się powinno przede wszystkim podchodzić do ludzkiego dramatu.
Może i mają trochę racji ci, którzy twierdzą, że powstanie było narodową tragedią, jednak nazywanie tego heroicznego czynu w ten sposób, mówiąc szczerze, aż mnie kłuje w oczy. Należy pamiętać, że los tych ludzi wcześniej też był tragiczny. To nie była decyzja typu: albo siedzimy w wygodnych fotelach przed telewizorem, albo robimy powstanie, tylko bardziej, albo godzimy się na dalszy terror, życie w ciągłym strachu, pod butem niemieckich nazistów, albo coś z tym robimy, nawet jeśli szanse są niewielkie. Kto wie jakby dalej się potoczyła wojna, gdyby nie powstanie, które siłą rzeczy związało część niemieckich wojsk.
Obarczanie dowództwa za śmierć tysięcy niewinnych ludzi jest trochę obwinianiem ofiary. Za mordowanie warszawiaków odpowiadają tylko i wyłącznie naziści. Przecież Żydzi nie buntowali się prawie wcale, a i tak był Holocaust. Czy gdyby wcześniej zrobili powstanie, to za Holocaust obwinialibyśmy jego dowódców? Gdzieś w Internecie natrafiłem na wypowiedź Hitlera (niestety źródło niesprawdzone, ale brzmi wiarygodnie), w której zawarł on swoje plany co do Polaków. Otóż tzw. zwykli obywatele na zawsze mają zostać sługami Niemców (np. „chłop polski nie może nigdy zarabiać więcej niż chłop niemiecki"), a ci należący do ziemiaństwa, czy inteligencji mieli zostać po prostu eksterminowani („bo Polak może mieć tylko jednego pana – Niemca") i to wszystko według Hitlera miało wynikać z pobudek czysto, jakby niektórzy dzisiaj powiedzieli patriotycznych, dla dobra i w interesie własnego kraju.