Już jestem szczęśliwy

Słynny niemiecki skoczek narciarski Sven Hannawald mówi o karierze, Adamie Małyszu i zwycięskiej walce z ciężką depresją.

Publikacja: 15.03.2014 04:00

Sven Hannawald przyjechał do Warszawy, by promować swoją książkę

Sven Hannawald przyjechał do Warszawy, by promować swoją książkę

Foto: PAP, Bartłomiej Zborowski Bartłomiej Zborowski

Rz: ?Wiele pan w życiu przeszedł, łącznie z ciężką depresją. Czy odzyskał już pan spokój ducha?

Sven Hannawald

:  Zdecydowanie tak. Byłem szczęśliwy i w przeszłości, ale w końcu mój organizm upomniał się o swoje prawa. Stąd depresja. W sumie odniosłem sukces jako skoczek. Pragnąłem tego, będąc jeszcze dzieckiem. Niezbyt szczęśliwy rozdział mego życia mam już definitywnie za sobą.

Czytając pana biografię, można odnieść wrażenie, że jest pan specjalistą w trzech dziedzinach: skokach narciarskich, szybkich samochodach oraz w tym, jak przezwyciężyć syndrom wypalenia. Spoglądając w przeszłość, co wspomina pan najczęściej?

Moją karierę, oczywiście. Pamiętam, jako mały chłopiec przesiadywałem na kanapie, śledząc konkursy skoków gdzieś w świecie. Było to w NRD możliwe, gdyż docierała tam telewizja z zachodnich Niemiec. Marzyłem wtedy o wygraniu jednego z takich konkursów. I to mi się udało. Jestem więc zadowolony, wiedząc przy tym, że sukces nie przychodzi z niczego, że wymaga ogromnego wysiłku. Ale w sumie osiągnąłem to, co chciałem, i jestem z tego dumny.

Postawił pan wszystko na karierę, nie miał pan wielu przyjaciół, unikał pan kobiet, mimo że wiele starało się zwrócić na siebie uwagę w sposób często bardzo bezpośredni. Dostawał pan listy z różnymi propozycjami, nie wyłączając małżeństwa. Żył pan wtedy w celibacie?

Tak to wygląda. Dążyłem jedynie do sukcesu i to było dla mnie najważniejsze. Przysiągłem sobie wtedy, że zrezygnuję ze wszystkiego, co może zaszkodzić karierze. Trwała ona w moich czasach do 25.–30. roku życia. Dlatego sądziłem, że mając po sporcie jeszcze wiele czasu, poświęcę się innym sprawom.

„Spiegel" pisał, że zapuścił pan włosy, nosił masę pierścionków na rękach i starał się upodobnić do Davida Beckhama...

Beckhamem byłem rzeczywiście zafascynowany. Może byli lepsi piłkarze, ale imponował mi tym, że potrafił pogodzić piłkę z życiem rodzinnym. Chciałem mieć wtedy bliskich, własną rodzinę. Pokazał mi, że można to osiągnąć.

Czy biografia zatytułowana „Triumf. Upadek. Powrót do życia" nie jest swego rodzaju terapią?

Nie. Terapię odbyłem w klinice. Moja depresja miała wiele przyczyn. Jedną z nich był perfekcjonizm w dążeniu do celu. Na tym się nadmiernie koncentrowałem. Miałem w pewnym momencie świadomość, że postępuję jak chomik w kołowrotku i nie znajdę już nigdy wyjścia. Poznałem też dziewczynę  i zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie pogodzić tej znajomości z moim zawodem.

Powrót do życia nie był łatwy.   Książka powstała później. Zapraszano mnie do telewizji, pytano, jak mi idzie. Otrzymywałem wiele troskliwych listów. Postanowiłem w końcu upublicznić to, co wielu ludzi skrzętnie skrywa. Chciałem pomóc ludziom, którzy mają podobne problemy i możliwie szybko powinni szukać pomocy medycznej.

Największym pana sukcesem było zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni w 2002 roku. Nie miał pan wtedy uczucia, że po tak spektakularnym sukcesie niczego więcej osiągnąć już nie można?

Były jeszcze rzeczy, które chciałem osiągnąć, nie zdobyłem tytułu mistrza świata, złotego medalu olimpijskiego. Miałem jednak świadomość, że w sporcie wszystkiego mieć nie można. Gdy zwyciężyłem w Turnieju Czterech Skoczni, miałem doskonały sezon, do którego się przygotowałem jak nigdy. Być może była to przyczyna późniejszego spadku formy. Gdybym mógł zacząć od początku, zapewne postępowałbym inaczej. Nie myślałbym przez 24 godziny na dobę o skakaniu i sukcesie. Ale było to marzenie mego życia i nie mogłem wtedy zachowywać się inaczej.

W NRD funkcjonował system selekcji dzieci pod kątem ich przyszłej kariery sportowej. Pan sam wybrał skoki czy w jakiś sposób narzucono panu tę dyscyplinę sportu?

Pochodzę z gór Rudaw w Saksonii, to region sportów zimowych. A więc niejako w naturalny sposób związałem się z zimową dyscypliną. Okazało się, że mam talent, doskonalenie w skokach przychodziło mi łatwiej niż innym i nie musiałem się specjalnie przy tym wysilać. Myślę, że gdyby nie było skoków narciarskich, to stałbym się zawodowym piłkarzem.

W sporcie NRD był farmakologiczny doping. W skokach też?

Wiele lat się nad tym zastanawiałem. Na zgrupowaniach dostawaliśmy zawsze po jedzeniu czarę z białymi tabletkami. Każdy musiał wziąć jedną. Smakowały jak cukierki. Ulrich Pramann, który pomógł mi w napisaniu biografii, badał tę sprawę dogłębnie i okazało się, że była to po prostu mieszanka witaminowa. Dzięki Bogu dopingiem nie można w naszej dyscyplinie nic osiągnąć. Nie było także potrzeby faszerowania nas niedozwolonymi środkami. W moich czasach istniał natomiast pewien środek odwadniający organizm w celu zmniejszenia wagi skoczka w czasie zawodów. Rosjanin Dmitrij Wasiliew został z tego powodu zawieszony na dwa lata. Był to jedyny przypadek dopingu w skokach.

Przyjmijmy na chwilę, że urodziłby się pan nie w NRD, ale w RFN. Czy miałby pan możliwość zrobienia takiej kariery?

Gdybym mieszkał w rejonie górskim, z całą pewnością zostałbym skoczkiem.

Pisze pan, że te kilka sekund w powietrzu to najwspanialsze przeżycie, jakiego można doznać. Jakie to uczucie?

To jest po prostu nieważkość, swobodne szybowanie w powietrzu. Człowiek staje się latającym obiektem poruszającym się z szybkością 130 km na godz. Poziom adrenaliny rośnie niewiarygodnie. Po lądowaniu i oddaniu dobrego skoku ogarniało mnie uczucie radości, dumy i zadowolenia. To uzależnia.

A strach?

Strach wyzwala szacunek dla zadania, przed którym się stoi. Ale miałem raz czy dwa napady paraliżującego strachu i zrezygnowałem wtedy ze skoków. Odczuwając strach, skacze się w sposób niebezpieczny. Dlatego uczucie, które mi towarzyszyło, nazywam szacunkiem. W przeciwieństwie do strachu, który paraliżuje, szacunek wyostrza zmysły i wzmacnia koncentrację.

Jaką rolę odgrywa w skokach przypadek?

Bycie faworytem jest deprymujące. Faworyt jest bardziej spięty, działa pod wielką presją. Simon Ammann przyjechał do Salt Lake City znacznie wcześniej, pojechał na urlop na Florydę i na igrzyskach pojawił się wypoczęty psychicznie i fizycznie. Ani mnie, ani Adama Małysza nie było na to stać, bo koncentrowaliśmy się jedynie na zwycięstwie.

Utrzymywał pan osobiste kontakty z Małyszem?

Zawsze go pozdrawiałem. Media napisały kiedyś, że Małysz zwrócił się do mnie, a ja nie odpowiedziałem. Po prostu nie słyszałem, ale w świat poszło, że coś jest między nami nie tak. W czasie zawodów koncentrowałem się i byłem jakby sam w jakimś ciemnym tunelu. Ale w hotelu czy przy innych okazjach prowadziliśmy z Małyszem krótkie rozmowy. Zawsze wymienialiśmy uprzejmości.

Wie pan, że Małysz próbuje obecnie swych sił w rajdach. Pan też przesiadł się na wyścigowe samochody...

Miałem kontakt z Formułą 1, ale nie brałem udziału w zawodach. Co najwyżej w wyścigach DTM, czyli serii wyścigów, w których startowali także niektórzy kierowcy Formuły 1. Traktuję  to jednak jako hobby. Za kierownicą wyścigowego samochodu czuje się nie tylko szybkość, ale i ryzyko charakterystyczne dla skoków narciarskich. Trzeba być przygotowanym na wiele nieprzewidzianych sytuacji, umieć szybko reagować, podejmować ryzykowne decyzje, i to zapewne odczuwa Adam Małysz w rajdach.

Małyszomania w Polsce doprowadziła do tego, że mamy teraz wielu doskonałych skoczków. Czy hannimania przyniosła takie same rezultaty w Niemczech?

– W pewnym sensie  było podobnie. Martin Schmitt i ja wywołaliśmy ogromne zainteresowanie skokami. Zaczął się masowy napływ do klubów. Ale wiele sił i środków szło wyłącznie na czołówkę, zapomniano o pracy u podstaw. Teraz to się zmieniło.

Co pan obecnie robi?

Gram w jednej z drużyn piłkarskich, mało znaczących, ale daje mi to wiele satysfakcji. Nie wykluczam, że w przyszłości powrócę do skoków narciarskich jako trener. Prowadziłem już na ten temat rozmowy z Niemieckim Związkiem Narciarskim.

—rozmawiał: Piotr Jendroszczyk

Rz: ?Wiele pan w życiu przeszedł, łącznie z ciężką depresją. Czy odzyskał już pan spokój ducha?

Sven Hannawald

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!