Właściwie już jest. Przedstawiciele egipskiego wywiadu jeżdżą do Strefy Gazy i do Izraela od zeszłego tygodnia. Na razie chodzi o zawieszenie broni. Ale Egipt szykuje się też do pośredniczenia w rozmowach o długofalowym znaczeniu. Jeżeli do nich dojdzie.
Izrael, który szacuje, że zniszczył w Gazie już 3/4 wyrzutni rakiet, może zakończyć naloty nawet w czwartek. Daty rozważane przez izraelskich wojskowych i polityków przeciekają do tamtejszych mediów: o tym, że ogień zostanie wstrzymany „w ciągu może dwóch dni", mowa była już we wtorek. Wtedy także pojawiła się informacja, że dwóch dób na dokończenie wahadłowych mediacji potrzebuje wywiad egipski.
Piętro niżej
Ale oficjalne stanowisko Izraela jest inne. Premier Beniamin Netanjahu mówił w środę, że nie „patrzy na stoper", bo „nie ma ram czasowych" dla zawieszenia broni.
Egipt ma doświadczenie. W hotelu w Kairze odbywały się negocjacje, dzięki którym udało się zakończyć wojnę Izraelu z Hamasem w 2014 r. – Przedstawiciele Hamasu siedzieli w swoich pokojach, a Izraela swoich, piętro niżej. Bo bezpośrednio nie utrzymują kontaktów, nie siadają przy jednym stole, nie rozmawiają twarzą w twarz. Egipcjanie kursowali między nimi – mówi „Rzeczpospolitej" Josi Melman, izraelski ekspert ds. bezpieczeństwa, współautor książki „Szpiedzy Mossadu i tajne wojny Izraela".
Rozmowy bezpośrednie nie wchodzą w grę. Hamas ma cel zniszczenia Izraela, a Izrael argumentuje, że nie rozmawia z terrorystami.