Strach Canarinhos: Jeden faworyt, reszta się nie boi

Dla Brazylii losowanie grup nie miało żadnego znaczenia. Równie dobrze mogłoby się obyć bez całej tej ceremonii i pompy, transmisji do wszystkich możliwych krajów świata i piłkarskich celebrytów mieszających kulki w przezroczystych, plastikowych misach.

Publikacja: 09.06.2014 02:00

Strach Canarinhos: Jeden faworyt, reszta się nie boi

Foto: AFP

Bez wyciągania karteczek z wypisanymi nazwami kolejnych krajów i wydekoltowanych modelek szczerzących się do kamer. Dla reprezentacji Brazylii nie miało – i nie ma – żadnego znaczenia z kim zmierzy się w grupie i jak będzie wyglądać drabinka turniejowa. Gdyby przyszło o awans rywalizować z drużyną gwiazd wszech czasów, a w ćwierćfinale czekałaby reprezentacja innej galaktyki, cel i tak pozostawałby ten sam – mistrzostwo świata.

Jakkolwiek tanio i zarazem patetycznie by to brzmiało, największym rywalem Brazylii będzie Brazylia. A przede wszystkim historia. Do dziś najważniejszym meczem w historii pięciokrotnego mistrza świata, najbardziej utytułowanej reprezentacji globu, jest przegrany 1:2 na Maracanie, w obecności ponad 200 tysięcy ludzi, decydujący o mistrzostwie mecz z Urugwajem w 1950 roku. Od tamtego wydarzenia minęły 64 lata. Brazylia zdołała wychować Pelego i Garrinchę, Socratesa i Carecę, Ronaldo i Ronaldinho, a teraz Neymara. Zdołała pobić niemal wszelkie rekordy, sprawić, że zbitka słów „brazylijski piłkarz" stała się synonimem jakości, a jednak to wciąż tamta porażka najbardziej zajmuje Brazylijczyków.  I to w największej mierze właśnie przeciwko „maracanazo" będą grali zawodnicy Luiza Felipe Scolariego.

A także przeciwko... własnemu społeczeństwu. Gdy rok temu, podczas Pucharu Konfederacji, po raz pierwszy zrobiło się głośniej o społecznych protestach przeciw mistrzostwom świata, mało kto się spodziewał, że przed mundialem sytuacja nie tylko się nie uspokoi, ale wręcz zintensyfikuje. Klimat wokół piłki w Brazylii przypomina ten sprzed mundialu w 2002 roku. Wtedy także wydawało się, że futbol stracił uprzywilejowane miejsce w sercach i umysłach Brazylijczyków. Ligą co rusz wstrząsały skandale, Kongres i Senat powołały na przełomie wieków swoje komisje śledcze, które udowodniły skalę korupcji w brazylijskim futbolu. Centralną postacią dochodzenia stał się ówczesny selekcjoner reprezentacji Wanderley Luxemburgo, któremu zarzucano, że jeszcze jako trener klubowy przyjmował łapówki od menedżerów piłkarzy. Luxemburgo musiał ustąpić, a w jego miejsce zatrudniono Luiza Felipe Scolariego. Tymczasem, jakby na przekór, na turnieju w Korei i Japonii, Brazylia sięgnęła po piąty tytuł mistrzowski. Scolari miał jednak w składzie Rivaldo, Ronaldinho oraz króla strzelców azjatyckich mistrzostw Ronaldo. Dziś – podczas drugiej kadencji – takiego komfortu nie ma.

Największą gwiazdą reprezentacji Brazylii jest oczywiście Neymar. Tak naprawdę jednak jego pierwszy sezon w europejskiej piłce pozostawił więcej pytań niż odpowiedzi. Zanim Neymar pojawił się w Barcelonie, traktowany był trochę na zasadzie mitycznego stwora. Wszyscy wiedzieli, że gdzieś tam – za górami i lasami – gra młodzieniec obdarzony niesamowitym talentem. Fakt, że występował w Santosie, i że sam Pele okrzyczał go swym dziedzicem, potęgował tylko mityczną aurę. Transfer do Barcy był momentem, gdy piłkarski świat wyłożył karty na stół i powiedział:  „sprawdzam".

We wszystkich rozgrywkach 22-letni Neymar wychodził na boisko 41 razy, strzelił 15 goli i zaliczył 15 asyst. Wynik co najmniej przyzwoity, ale jednak jakże odległy od notującego kosmiczne statystyki Leo Messiego. A przecież, siłą rzeczy, to Argentyńczyk musiał stać się punktem odniesienia (22-letni Messi – sezon 2009/10 – w 53 meczach miał 47 goli i 14 asyst).

Neymar z Barcelony nie jest jednak tym samym piłkarzem co w kanarkowej koszulce reprezentacji. W zespole Scolariego to on jest największą gwiazdą, człowiekiem, na którego pracują inni, kołem zamachowym brazylijskiej ofensywy.

Problem Brazylii i Scolariego polega jednak na tym, że nie bardzo kim ma obok Neymara straszyć. Hulk z Zenita owszem, imponuje godną pseudonimu sylwetką, ale mistrzostwa świata to nie wybory mistera uniwersum. Środkowy napastnik 30-letni Fred, zawodnik Fluminenese, okazał się niespodziewanie dobrym rozwiązaniem podczas zeszłorocznego Pucharu Konfederacji, ale równocześnie nie daje żadnych gwarancji, że teraz jest w stanie taki turniej powtórzyć.

Nadzieja Brazylijczyków spoczywa jednak w równej mierze w nogach Neymara co w przywództwie Scolariego. Już dawno Canarinhos nie byli tak europejscy i uporządkowani taktycznie. Już dawno nie mieli tak mocnej linii obrony i takiego środka pola, który w równie wielkim stopniu zainteresowany byłby organizacją gry, a nie indywidualnymi popisami.

W grupie A najważniejsze karty wydają się rozdane już dawno temu. Brazylia ma zapewnione pierwsze miejsce, druga lokata dla Chorwacji, a Meksyk z Kamerunem spróbują powalczyć z Europejczykami o awans.

W czasach Davora Sukera i Zvonimira Bobana reprezentacja Chorwacji ze względu na swój ofensywny styl i ogromne umiejętności techniczne nazywana była „Brazylią Europy". Każda kolejna drużyna Chorwatów ma jedno tylko zadanie: nawiązać do zespołu z 1998 roku. Żadna jednak się nawet do tego nie zbliżyła. Do niedawna największą gwiazdą Chorwacji był selekcjoner rockman Slaven Bilić. Teraz akcenty się przesunęły i uwaga wszystkich skoncentrowana jest oczywiście na Luce Modriciu.

Jeszcze przed Euro 2008 – pierwszym wielkim turnieju tego pokolenia chorwackich piłkarzy – Bilić zapowiadał walkę o mistrzostwo. Nieznoszącym sprzeciwu tonem mówił: „Pokażcie mi lepszego prawego obrońcę na świecie niż Verdan Corluka". O ile wtedy brzmiało to może nieco na wyrost, o tyle dziś wygląda najwyżej na kiepski żart. Corluka ma 28 lat i występuje w Lokomotiwie Moskwa, gdzie zresztą ściągnął go sam Bilić. Chorwacki Brazylijczyk Eduardo nie zawsze mieści się nawet w składzie Szachtara Donieck, a przecież przed wspominanym Euro 2008 był nadzieją Arsenalu Londyn. Mario Mandżukić owszem jest świetnym środkowym napastnikiem, ale po przyjściu do Bayernu Roberta Lewandowskiego, dla wytatuowanego Chorwata zrobi się w Monachium za ciasno. To tak naprawdę ostatnia szansa pokolenia Modrica, by wreszcie nawiązać do osiągnięć bohaterów z Francji.

Meksyk na mistrzostwa do Brazylii dostał się wyłącznie dzięki swym największym rywalom, czyli USA. W ostatniej kolejce finałowej grupy eliminacyjnej, w meczu ostatniej szansy, Meksyk nie był w stanie nawet pokonać mającej zapewniony już awans Kostaryki. Przegrał 1:2 i gdyby nie dwa gole w doliczonym czasie strzelone przez Amerykanów w równolegle rozgrywanym spotkaniu z Panamą, zawodnicy Miguela Herrery nie rozegraliby zwycięskich barażów z Nową Zelandią.

Meksykanie od 1994 roku i turnieju w USA nieprzerwanie grają na mundialu i za każdym razem awansują z grupy, po czym w 1/8 finału odpadają. Na każdy kolejny turniej mistrzowski jechali przełamać tę złą passę. Tym razem jednak w Brazylii nie będzie towarzyszyć im niemal żadna presja. Kibice w Meksyku właściwie już spisali ich na starty i sam awans z grupy będzie odebrany jako sukces ponad stan.

Bukmacherzy najniżej oceniają szanse Kamerunu na awans z grupy A. Faktycznie wydaje się, że afrykańskie drużyny straciły impet i rozmach, jakim imponowały jeszcze kilka lat temu. Jeszcze na początku lat 90., w dużej mierze dzięki sensacyjnemu awansowi Kamerunu właśnie do ćwierćfinału Italia '90, przepowiadano, że mistrz świata z Czarnego Lądu jest kwestią 10 – 15 lat. Dziś afrykańskie drużyny powoli wracają na pozycję sprzed kilkunastu lat – egzotycznych dodatków. Kamerun wszystkie swoje nadzieje kolejny raz oprze na coraz starszym Samuelu Eto'o. I najprawdopodobniej po raz kolejny się rozczaruje.

Brazylia

Liczba ludności:

202,7 mln

PKB per capita

: ?    12,1 tys. USD

Liczba startów ?w mistrzostwach:

19

Największy sukces:

pięciokrotny mistrz

Typ „Rz":

finał

Chorwacja

Liczba ludności:

4,5 mln

PKB per capita

: ?    18,7 tys. USD

Liczba startów ?w mistrzostwach

:    3

Największy sukces

:?    trzecie miejsce '98

Typ „Rz

":     1/8 finału

Meksyk

Liczba ludnośc

i: ?    120,3 mln

PKB per capita

: ?    15,6 tys. USD

Liczba startów ?w mistrzostwach

:    14

Największy sukces:

ćwierćfinał '70, '86

Typ „Rz"

:     4. w grupie

Kamerun

Liczba ludności

: ?    23,2 mln

PKB per capita

: ?    2,4 tys. USD

Liczba startów ?w mistrzostwach

:    6

Największy sukces

:?    ćwierćfinał '90

Typ „Rz"

:     3. w grupie

Jose da Rossa Hernani, Brazylijski piłkarz Pogoni

Na reprezentacji Brazylii ciąży niewyobrażalna wręcz presja. Nikt nie wyobraża sobie innego scenariusza, niż zdobycie szóstego tytułu. Brazylijczycy są fanatykami futbolu, a Brazylia jedynym mistrzem świata, który nie zdobył tytułu, grając u siebie. Ogromne protesty przeciwko FIFA i mundialowi, które ogarnęły cały kraj, to też jest kolejne obciążenie psychiki zawodników Luiza Felipe Scolariego.

Wszystko będzie zależeć od pierwszego meczu. Jeśli Brazylia pewnie, w dobrym stylu, pokona Chorwację, ludzie przestaną się koncentrować na protestach, a zaczną wspierać Canarinhos. Jak bardzo bowiem Brazylijczyk nie byłby zaangażowany politycznie, to trzeba pamiętać, że w pierwszej kolejności każdy kocha futbol. Jeśli jednak zawodnicy Scolariego nie zostawią dobrego wrażenia, to nakręci tylko protesty.

W zespole wszystko podporządkowane będzie Neymarowi, który w Barcelonie został zdegradowany do roli pomocnika Messiego. W reprezentacji pokaże swoje prawdziwe oblicze.

Bez wyciągania karteczek z wypisanymi nazwami kolejnych krajów i wydekoltowanych modelek szczerzących się do kamer. Dla reprezentacji Brazylii nie miało – i nie ma – żadnego znaczenia z kim zmierzy się w grupie i jak będzie wyglądać drabinka turniejowa. Gdyby przyszło o awans rywalizować z drużyną gwiazd wszech czasów, a w ćwierćfinale czekałaby reprezentacja innej galaktyki, cel i tak pozostawałby ten sam – mistrzostwo świata.

Jakkolwiek tanio i zarazem patetycznie by to brzmiało, największym rywalem Brazylii będzie Brazylia. A przede wszystkim historia. Do dziś najważniejszym meczem w historii pięciokrotnego mistrza świata, najbardziej utytułowanej reprezentacji globu, jest przegrany 1:2 na Maracanie, w obecności ponad 200 tysięcy ludzi, decydujący o mistrzostwie mecz z Urugwajem w 1950 roku. Od tamtego wydarzenia minęły 64 lata. Brazylia zdołała wychować Pelego i Garrinchę, Socratesa i Carecę, Ronaldo i Ronaldinho, a teraz Neymara. Zdołała pobić niemal wszelkie rekordy, sprawić, że zbitka słów „brazylijski piłkarz" stała się synonimem jakości, a jednak to wciąż tamta porażka najbardziej zajmuje Brazylijczyków.  I to w największej mierze właśnie przeciwko „maracanazo" będą grali zawodnicy Luiza Felipe Scolariego.

Pozostało 86% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!