Rz: Czy można uznać, że sposób przeprowadzenia kampanii wyborczej i samego głosowania jest już jakościową zmianą w ukraińskiej demokracji?
Olga Ajwazowskaja:
Naturalnie. Wtedy, w 2012 roku głównym problemem było wywieranie bezpośredniego i niczym nieskrywanego nacisku na wyborców, by głosowali na określonych kandydatów. Odnotowaliśmy ponad 430 takich przypadków. Drugim, masowym problemem było dwa lata temu przekupywanie głosujących.
Jak można przekupić głosujących? Składając im nierealne obietnice?
Nie, jak najbardziej dosłownie, obiecując im pieniądze za oddanie głosu na odpowiednią osobę. Zazwyczaj poprzez jakieś sieci społeczne organizatorzy oferowali znajomym, bliskim, krewnym czy nieznajomym pieniądze za głosowanie na określonego kandydata. Rzadziej były to przypadki wręczania jakichś dóbr materialnych, żywności czy napojów (nawet alkoholowych). Często zajmowali się tym studenci. By uniknąć kłopotów, oficjalnie kandydaci oferowali pieniądze za działalność agitacyjną, płacąc za jeden głos około 500 hrywien (ok. 40 dolarów). W komisjach wyborczych mieli swoich ludzi, którzy sprawdzali, czy zleceniobiorca wykonał umowę. Głosujący za pieniądze zobowiązany był postawić dodatkowy znaczek na karcie do głosowania – poza krzyżykiem – przy kandydacie, ale tak, by głos został uznany za ważny, a jednocześnie, by było widać „wykonanie zlecenia".