Na marginesie gorących wiadomości o wynikach pierwszej tury wyborów prezydenckich we Francji przemknęła informacja o rozpaczliwym strajku w zakładach Whirlpool w Amiens, niedużym mieście na północ od Paryża. Sytuacja ta pozwala lepiej zrozumieć pewne paradoksalne zjawisko: wydarzenia, które uważamy za nasz sukces – nowe miejsca pracy nad Wisłą – przyczyniają się do wzrostu nastrojów antyunijnych i skrajnej prawicy na Zachodzie.
W 2018 roku planowane jest przeniesienie fabryki z Amiens do Polski. Dla francuskich pracowników oznaczać to będzie kolejną falę masowych zwolnień. Szeregi bezrobotnych zasili blisko 300 osób. Nic dziwnego, że chwaloną w ramach Unii Europejskiej „delokalizację" media francuskie prezentują jako społeczny dramat. Robotnicy z zamykanej fabryki, nawet ci wcześniej skłonni, by poprzeć lewicę, dziś, stojąc przed wyborem: prounijny Emmanuel Macron czy antyunijna Marine Le Pen, mogą skłaniać się ku tej ostatniej. Nie trzeba zatem być faszystą czy islamofobem, by poszukiwać ratunku w programie Frontu Narodowego.