Platforma Obywatelska, forsując hasło likwidacji IPN, wchodzi w buty SLD i znajdującego się w niebycie politycznym Ruchu Palikota.
Gdy lider Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna rzucił hasło likwidacji IPN, stwierdził, że „badanie historii nie może służyć manipulowaniu faktami". I dalej ciągnął: „Nie możemy pozwolić na to, by niszczono legendy i bohaterów, by urzędnicy pisali historię na zlecenie politycznych mocodawców".
Najpewniej miał na myśli Lecha Wałęsę, którego teczkę pion śledczy IPN znalazł w domu byłego szefa komunistycznej bezpieki Czesława Kiszczaka. Jednak dodajmy, że dokumenty te upubliczniło poprzednie kierownictwo Instytutu.
Schetyna, wrzucając takie hasło na sztandar partii, liczył pewnie, że Wałęsa stanie się jedną z najważniejszych twarzy jego ugrupowania. Problem polega na tym, że Lech Wałęsa jest niesterowalny i nieprzewidywalny. Poza tym, że dzisiaj w dość nieumiejętny sposób stara się bronić swojej roli w historii Polski, nie wiadomo, jakie ma stanowisko w kluczowych sprawach. Jego myślenie można sprowadzić do stwierdzenia: IPN trzeba zlikwidować i już.
Stare argumenty
Przewodniczący Klubu Parlamentarnego PO Sławomir Neumann w rozmowie z dziennikarzem jednego z tabloidów stwierdził, że PO nie chce likwidować działalności naukowej ani prokuratorskiej IPN. „Nie zgadzamy się na wchodzenie ludziom w życie, na pisanie historii i życiorysów od nowa" – dodał Neumann.