Mobilizacja społeczna wokól mięsięcznic smoleńskich

Mobilizacja społeczna wynika z realnych konfliktów

Aktualizacja: 12.07.2017 14:00 Publikacja: 11.07.2017 19:16

Wiele osób chciałoby zobaczyć we Władysławie Frasyniuku męża opatrznościowego odświeżającego antypis

Wiele osób chciałoby zobaczyć we Władysławie Frasyniuku męża opatrznościowego odświeżającego antypisowską opozycję

Foto: PAP, Jacek Turczyk

Władysław Frasyniuk jest odważnym człowiekiem. Siedział w ciężkim więzieniu, a mir miał nawet u recydywy. Jako jeden z nielicznych dotrzymywał kroku młodszemu pokoleniu maszerującemu ulicami polskich miast w roku 1988. Reszta sławnych działaczy wolała wtedy knuć po cichu i uprawiać gabinetową politykę, która w końcu zaowocowała porozumieniem przy Okrągłym Stole. Potem, w latach 90., z brawurą potrafił zaatakować władze własnej partii, nawet samego Tadeusza Mazowieckiego. Bo uważał, że prowadzą partię na manowce. Miał też odwagę, w odróżnieniu od wielu politycznych kolegów, żyć w oddaleniu od polityki.

Znając dziś losy tamtej formacji politycznej – miał zresztą rację... Tyle że środowisko dawnej Unii Demokratycznej, później Wolności, związane z „Gazetą Wyborczą", będące obiektem nienawiści prawicy przez całe klata 90. aż do dziś, wcale nie wyciągnęło wniosków z przemian, które samo w Polsce sprowokowało, a potem przeprowadziło. I dlatego obecne próby wskrzeszenia dawnego etosu nie mają szans powodzenia.

Dawny salon

Najbardziej charakterystyczne dla tych historycznych pomyłek dawnego opozycyjnego salonu (nazwy tej używają i przeciwnicy, i sami jego uczestnicy) było stwierdzenie Adama Michnika dotyczące szans Bronisława Komorowskiego na reelekcję w wyborach prezydenckich. Jego zdaniem, wyrażonym w programie Tomasza Lisa, były prezydent mógłby kolejne wybory przegrać tylko wtedy, gdyby „pijany przejechał na pasach zakonnicę w ciąży". To proroctwo się nie sprawdziło, ale najważniejsze jest to, o jakim stanie ducha związanych z Komorowskim elit świadczyło. Było to przekonanie o moralnej racji, zamkniętej w ogólnym dbaniu o demokrację i we własnej chwalebnej przeszłości.

Hodowla PiS

Niezrozumienie realiów i zgrzebności zwykłego życia zwykłych obywateli jest niestety znakiem firmowym polskiej polityki od samego początku lat 90. Przekonanie, że do rzeczy trudnych i niepopularnych „wynajmiemy sobie fachowca" w rodzaju Leszka Balcerowicza, doprowadziło zresztą do zniknięcia z politycznej sceny Unii Wolności, a potem jej ostatniego przyznającego się do tamtego etosu polityka – Bronisława Komorowskiego. A w konsekwencji wyhodowanie „na własnym łonie" PiS-u, karmiącego się nienawiścią do tamtych elit.

Dlaczego dzielnym ludziom ze starej korowskiej opozycji nie udały się polityczne plany w wolnej Polsce? Najkrótsza odpowiedź to porównanie dwóch antypisowskich protestów: poniedziałkowej kontrmiesięcznicy i czarnego protestu z października 2016 roku. To hasło walki z PiS w konkretnej sprawie – naruszania praw kobiet i zaostrzania prawa – miało zdolność mobilizowania dużych grup społecznych, prowadzenia internetowych akcji i w efekcie masowego protestu.

Bicie się z armią PiS w sprawie smoleńskiej miesięcznicy takiego ładunku mobilizacji nie ma, choćby najświętsze były wartości, w imię których taką walkę się podejmuje.

Chęć zadowolenia wszystkich nie da się pogodzić z konfliktem racji i interesów obecnym w różnych obszarach w społeczeństwie. Demokracja to za mało, trzeba wiedzieć, jaka demokracja nam się marzy, a na to pytanie solidarnościowo-unijne elity nie odpowiedziały nigdy. Jedną ręką podpisywano konkordat, a drugą budowano świeckie państwo. Realizowano drakoński plan gospodarczy, rozdając jego ofiarom zupę na ulicy. Co właściwie łączyło Jacka Kuronia z Hanną Suchocką? Tego nikt nie wiedział wtedy ani nie wie teraz.

Wiele osób zaangażowanych w KOD czy rozczarowanych Platformą Obywatelską chciałoby zobaczyć we Władysławie Frasyniuku męża opatrznościowego odświeżającego antypisowską opozycję, dodającego jej sił do walki i nieubrudzonego sprawowaniem władzy. I trudno odmówić bohaterowi Solidarności cech osobowościowych, które kwalifikowałyby go na takiego przywódcę. Ale ta kalkulacja jest fałszywa i z góry skazana na niepowodzenie. Do budowania partii politycznej lub ważnego ruchu społecznego potrzebna jest bowiem idea. Konkretna, nazwana i zdefiniowana. Trzeba przy tym stanąć po czyjejś stronie, opowiedzieć się za czyjąś racją. Tak jak PiS, kiedy mówił o pokrzywdzonych transformacją, a potem zrealizował program 500+. Bo to daje w polityce wiarygodność, której prędko nie zatrze zamach na Trybunał Konstytucyjny oraz wszelkie inne antydemokratyczne pomysły PiS, ze zmianami w ustawie o zgromadzeniach publicznych włącznie.

I właśnie dlatego na opozycję potrzebny jest pomysł polityczny, a nie tylko personalna kandydatura. O politycznym rozsądku Frasyniuka świadczy to, że on sam wie o tym doskonale. ©?

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił