Zuzanna Dąbrowska: PiS nie wie jak reagować na Marsz Miliona Serc. Mówi o 100 tys. uczestników, zaklina wyborców

Reakcja PiS na zorganizowany przez KO Marsz Miliona Serc jest niespójna, a wypowiedzi polityków obozu władzy sobie przeczą. Ale i tak chodziło przecież tylko o to, by przekonać własny aktyw, że była frekwencyjna klapa.

Publikacja: 02.10.2023 12:34

Prezes PiS Jarosław Kaczyński na konwencji PiS w Katowicach

Prezes PiS Jarosław Kaczyński na konwencji PiS w Katowicach

Foto: Fotorzepa, Michał Kolanko

Od pierwszych reakcji w niedzielę do poniedziałkowych komentarzy, politycy PiS powtarzają jedną mantrę: ludzi było mniej niż miało być, najwyżej 100 tys. i nic się Tuskowi nie udało. "Po drinku, na koniec średnio udanego dnia, to pewnie się i ludzie w oczach mnożą” – napisał w mediach społecznościowych Rafał Bochenek, komentując doniesienia o tym, że w kulminacyjnym momencie na ulicach Warszawy było nawet milion osób.

Czytaj więcej

Sondaż: Czy zorganizowany przez Donalda Tuska Marsz Miliona Serc zmieni wynik wyborów?

"Dramatyczna klapa frekwencyjna marszu Donalda Tuska” – zaklinał wyborców Janusz Kowalski. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek stwierdził, że „Tuskowi zera się pomyliły. Z miliona zrobiło się 10 razy mniej? To jak z pieniędzmi za czasu jego rządów”. Wtórowały mu Wiadomości TVP: „Agresja i frekwencyjna klapa” zatytułowano materiał o marszu, który pojawił się dopiero w drugiej części programu. A europoseł z Suwerennej Polski, Patryk Jaki uznał, że na marsz przyszło najwyżej 60 tys. osób.

Ile osób wzięło udział w Marszu Miliona Serc, czyli w co wierzy PiS

Dane o 100 tys. uczestników pojawiły się ok. 13.00 w niedzielę jako nieoficjalne od policji. Ta liczba spodobała się PiS, więc przy niej partia Kaczyńskiego postanowiła pozostać, choćby się waliło i paliło. Ale w poniedziałkowy poranek minister aktywów państwowych Jacek Sasin zaklinając się, że PiS w żadnym wypadku „nie rywalizował na frekwencję”, użył w Radiu Zet także zaskakującego argumentu: "Było gdzieś ok. 100 tys. uczestników". – Wczoraj Interia opublikowała dokument, zgłoszenie marszu w ratuszu. Sami organizatorzy napisali, że będzie uczestniczyło 100 tys. osób. Uwierzmy organizatorom marszu – mówił prominentny polityk PiS. A w ogóle to, jego zdaniem, porównywanie konwencji PiS do marszu opozycji, to jak „porównywanie jabłek do śliwek”.

Wobec zamieszania z arytmetyką marszową, PiS postanowiło szybko wypuścić nowy pocisk i powróciło w poniedziałek do wieku emerytalnego. – 67 to liczba hańby Donalda Tuska. Bez żadnych skrupułów podniósł Polakom wiek emerytalny do 67 lat – mówi Mateusz Morawiecki w spocie pokazywanym w mediach społecznościowych i w państwowej telewizji.

Wybory 2023: Kto zdecyduje o zwycięstwie?

To podobna taktyka, jak z podawaniem frekwencji: nie chodzi o to, czy twierdzenie ma realne podstawy, tylko o to, żeby miało jak najszerszy zasięg. Tusk publicznie przyznał podczas wydarzenia Polska Campus Przyszłości, że wydłużenie wieku emerytalnego było błędem, a cała opozycja zapewnia, że nie ma mowy o powrocie do tych planów. Ale zgodnie z zasadami czarnego PR, im więcej błota się przyklei i nastraszy wyborców – tym lepiej.

Ten sposób przekazu nie dotyczy zresztą tylko Tuska. Na koniec marszu odbył się koncert podczas którego wystąpiło wielu znanych artystów. Ponieważ PiS może się poszczycić wsparciem niewielu takich osób (najjaśniejsza gwiazdą w tej grupie jest aktor Jerzy Zelnik), musi ten fakt wytłumaczyć swoim wyborcom: "O zwycięstwie na pewno nie zdecydują 'patocelebryci', rzucający przekleństwami na ulicach Warszawy czy maszerujący w czapeczkach z ośmioma gwiazdkami. Tylko pokora i ciężka praca może dać nam zwycięstwo!" – napisał Joachim Brudziński na portalu X (dawny Twitter).

Czytaj więcej

Co po Marszu Miliona Serc? PiS dalej będzie straszył Donaldem Tuskiem

Po Marszu Miliona Serc: Nowa narracja wyborcza PiS

A w ramach zapewne praktykowania owych cnót, PiS dzień po marszu rozpoczął nową narrację wyborczą. Zgodnie z nią, „przekaz Donalda Tuska płynący z niedzielnego marszu opozycji” był próbą manipulowania wyborcami i „obliczony był na budowę potencjału buntu społecznego, co może skutkować wzrostem niepokojów po wyborach” , jak wyraził się pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej RP Stanisław Żaryn w rozmowie z PAP. Te słowa chyba najbardziej precyzyjnie oddają niepokój, oraz determinację w utrzymaniu władzy, jakie przejawia obóz władzy po marszu, na niespełna dwa tygodnie przed wyborami.

Od pierwszych reakcji w niedzielę do poniedziałkowych komentarzy, politycy PiS powtarzają jedną mantrę: ludzi było mniej niż miało być, najwyżej 100 tys. i nic się Tuskowi nie udało. "Po drinku, na koniec średnio udanego dnia, to pewnie się i ludzie w oczach mnożą” – napisał w mediach społecznościowych Rafał Bochenek, komentując doniesienia o tym, że w kulminacyjnym momencie na ulicach Warszawy było nawet milion osób.

"Dramatyczna klapa frekwencyjna marszu Donalda Tuska” – zaklinał wyborców Janusz Kowalski. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek stwierdził, że „Tuskowi zera się pomyliły. Z miliona zrobiło się 10 razy mniej? To jak z pieniędzmi za czasu jego rządów”. Wtórowały mu Wiadomości TVP: „Agresja i frekwencyjna klapa” zatytułowano materiał o marszu, który pojawił się dopiero w drugiej części programu. A europoseł z Suwerennej Polski, Patryk Jaki uznał, że na marsz przyszło najwyżej 60 tys. osób.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Marsz miliona serc, ale do jakiej Polski
Wybory
Wybory samorządowe 2024: Oficjalnie: Jacek Sutryk musi walczyć w II turze
Wybory
Wybory samorządowe 2024: PiS w siedzibie partii świętuje sukces. Na scenie pojawił się Jacek Kurski
Wybory
Wybory samorządowe 2024: PiS wygrywa w kraju, ale traci władzę w województwach
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Wybory
Wybory samorządowe 2024. Jarosław Kaczyński: Nasze zwycięstwo to zachęta do pracy, a chcieli nas już chować