– To prawdziwe wyzwanie – mówi "Rz" Krzysztof Kwiatkowski, wiceminister sprawiedliwości odpowiedzialny za więziennictwo.
1 września 2009 r. wchodzi w życie [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=275726]ustawa wprowadzająca elektroniczne obroże (DzU z 2008 r. nr 113, poz. 719)[/link], a wraz z nią dwa rozporządzenia ministra sprawiedliwości ([link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=294581]DzU z 2008 r. nr 236, poz. 1640[/link] i [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=305047]DzU z 2009 r. nr 45, poz 370[/link]), które regulują kwestię nadzoru nad aresztantem i opłat za korzystanie z obroży.
– Mamy sygnały, że już jutro mogą się zgłaszać pierwsi chętni – mówi nam gen. Paweł Nasiłowski, dyrektor generalny Służby Więziennej.
Zapewnia też, że system został przetestowany (m.in. przez dziennikarzy) i działa. O tym jednak, kiedy pierwsi skazani wyjdą do domów z elektroniczną bransoletą, zdecydują sędziowie penitencjarni. Wszyscy zostali specjalnie przeszkoleni. O tym, czy obroża trafi na rękę czy na nogę skazanego, zdecyduje sąd, określając warunki odbywania kary. On też ustali, w jakich godzinach skazany może opuścić dom, a kiedy nie wolno mu się oddalać od nadajnika.
Na początek do obrotu trafi 500 bransolet, tylko dla skazanych zamieszkałych na terenie apelacji warszawskiej. Za rok dołączy Lublin, Kraków, Białystok. Dopiero w 2012 r. system obejmie całą Polskę.