Takich podań jest sporo i sądy często się do nich przychylają. Trudniej może być z przesyłką sądową, która powinna być odebrana.
Nieobecność w domu i nieodebranie pisma nie przeszkadza uznać go za doręczone – z czego wciąż wiele osób nie zdaje sobie sprawy, a skutki mogą być poważne, często nie do naprawienia.
Może to nastąpić (w rozumieniu prawa) w formie tzw. zastępczego powiadomienia, gdy listonosz zostawia w skrzynce awizo, a pismo czeka na poczcie siedem dni.
Wprawdzie niezbędne jest powtórne awizowanie i odczekanie kolejnych siedmiu dni, ale potem takie doręczenie uznawane jest za skuteczne, choćby adresat autentycznie nic o tym nie wiedział.
„W ogóle nie wiedziałem, że mogę mieć sprawę sądową. Gdy wróciłem z trzytygodniowych wczasów, zorientowałem się, że mam sądowy nakaz zapłaty 60 tys. zł mojemu dostawcy za wybrakowany towar. Liczyłem, że spór rozwiążę ugodowo, tymczasem nie mogłem się odwołać, gdyż sąd nie wziął pod uwagę, że sprawy w sądzie się nie spodziewałem” – napisał Wiktor S. z Trójmiasta.