Dziewiętnastoletniemu motocykliście, któremu drogę zajechał kierowca ciężarówki, zakład zaoferował 22 tys. zł. Minęły cztery lata, chłopak przeszedł już pięć operacji, nadal wymaga leczenia, ma problemy z chodzeniem.
– Dla osoby, która uprawiała różne sporty i była aktywna, taki wypadek jest traumatycznym przeżyciem – przyznaje mecenas Barbara Gawlikowska-Gierko, pełnomocnik poszkodowanego. – Nie dość, że cierpi fizycznie, to musi też zaakceptować, że nigdy nie wróci do wcześniejszej sprawności. Sędzia uznał argumentację prawnika, towarzystwo musi wypłacić 65 tys. zł. Podobnie było w przypadku rowerzystki, którą potrącił pijany kierowca (zdiagnozowano u niej całkowity niedowład nerwu twarzowego i głuchotę). Ubezpieczyciel wypłacił jej 20 tys. zł. Sąd zasądził kolejne 40 tys. zł.
Dwukrotnie powiększono też w postępowaniu sądowym odszkodowanie dla rodziny tragicznie zmarłego mężczyzny. Kierowca zatrzymał się na światłach, ale jadąca za nim ciężarówka nie wyhamowała. Zakład wiedział o pogorszeniu się sytuacji życiowej rodziny i zaproponował 230 tys. zł. Sąd wziął jednak pod uwagę fakt, że synowie stracili ojca i opiekuna, a matka zmarłego jedynego syna, i przyznał 450 tys. zł.
Rzadko też na etapie załatwiania sprawy przez ubezpieczyciela ofiara może liczyć na przyznanie comiesięcznego świadczenia. Młodemu motocykliście towarzystwo wypłaciło wprawdzie spore – sięgające 96 tys. zł – odszkodowanie, ale rentę musiał wywalczyć w sądzie. Biegli sądowi orzekli, że uszczerbek na zdrowiu w jego przypadku sięga 95 proc.
W skrajnych przypadkach zakłady w ogóle odmawiają wypłaty. Pasażerka auta, które pod Słupskiem uderzyło w drzewo, miała nie dostać z polisy męża ani grosza. Ubezpieczyciel odmówił wypłaty, choć kobieta jako jedyna wymagała leczenia i rehabilitacji, do dziś jest sparaliżowana. Sąd był innego zdania – przyznał 2,5 mln zł odszkodowania oraz 12,3 tys. zł comiesięcznej renty.