Nie jest tajemnicą, że dotychczasowy prezes Fed Ben Bernanke nie zamierza się starać o kolejną kadencję od stycznia przyszłego roku. A o oznacza, że w Waszygtonie już rozpoczęły się personalne manewry wokół tego, kto zostanie jego następcą. Ale to nie wszystkie oczekiwane zmiany. Według „Washington Post", z Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) – ciała decydującego o polityce monetarnej USA – może odejść nawet połowa członków 12-osobowego gremium. Byłaby to największa rotacja personalna w banku centralnym od co najmniej sześciu lat, wynikająca z dobrowolnego odejścia członków gremium, bądź na emerytury, bądź na inne stanowiska. Inwestorzy obawiają się w związku z tym o przyszłość programu luzowania finansowego oraz polityki niskich stóp procentowych.
Giełdy żyją nie tylko już prowadzoną polityką monetarną, ale także antycypując kolejne decyzje Fed. Inwestorzy z Wall Street i innych giełd świata martwią się więc o przyszłość operacji wykupu obligacji QE3 oraz polityki niskich stóp procentowych. Zmiany personalne mogą stanowić dodatkowy czynnik ryzyka w chwili, gdy ważyć się będą losy polityki gospodarczej Stanów Zjednoczonych.
Obecna ekipa zapowiadała, że zacznie wygaszać politykę luzowania, gdy bezrobocie zacznie obniżać się do progu 7 proc. (obecnie 7,3 proc.). Z kolei rekordowo niskie stopy procentowe mają być utrzymywane przynajmniej do chwili, gdy bezrobocie spadnie poniżej 6,5 proc., a stopa inflacji przekroczy 2,5 proc. Nie wiadomo jednak, czy nowi członkowie FOMC podtrzymają te obietnice. W protokołach z obrad tego gremium coraz częściej pojawiały się np. głosy mniejszości na temat konieczności podnoszenia podstawowych stóp w USA.
Proces wychodzenia z polityki luzowania i stymulacji gospodarczej zapoczątkuje jeszcze najprawdopodobniej ekipa Bernanke, ale dalsze tempo będą dyktowali już zmiennicy. A nawet stosunkowo małe zmiany mogą mieć poważne skutki, zwłaszcza gdy nałożą się na jakiś zewnętrzny kryzys. Pierwsze skutki zapowiadanych zmian Amerykanie już odczuli. Gdy Fed zaczął wysyłać pierwsze sygnały, że czas skupowania obligacji może dobiegać końca, w górę poszło oprocentowanie pożyczek hipotecznych. To z kolei może spowolnić proces ożywienia w tym kluczowym dla gospodarki USA sektorze budownictwa.
Zmiany personalne mogą przyspieszyć koniec epoki taniego pieniądza zwłaszcza gdyby ster Fed objął głowny pretendent do schedy po Bernanke były sekretarz skarbu 58-letni Lawrence Summers. Utrzymuje on bliskie kontakty z Barackiem Obamą, który przecież ostatecznie będzie decydował o nominacji. Jest on dla rynków enigmą, bo w ostatnich miesiącach starannie unikał wypowiedzi na tematy ekonomiczno-finansowe. Ma jednak na swoim koncie jedną poważną wpadkę – wielu ekonomistów wskazuje, że to przeforsowana przez Summersa na przełomie stuleci deregulacja sektora bankowego doprowadziła do kryzysu finansowego w 2008 roku. Były sekretarz skarbu byłby dla rynków bardziej nieprzewidywalny, ale według prestiżowego „Economista" byłby on lepszym kandydatem w okresach kryzysowych i na pewno nie wahałby się z podejmowanych trudnych decyzji.