W nocy z 26 na 27 lutego 2011 roku Mariusz K. wraz ze swoim kolegą Robertem Z. (imiona fikcyjne) udali się do jednego z łódzkich klubów. Będąc na miejscu przeszli do znajdującego się na drugim piętrze lokalu baru.
W pewnym momencie podszedł do nich nieznany mężczyzna, który zaczął na nich chlapać słomką z napojem. Mariusz K. zwrócił mężczyźnie uwagę. Doszło do gwałtownej wymiany zdań. Mariusz K. uderzył nieznajomego otwartą dłonią w twarz. Ten w „rewanżu" oddał mu trzymaną szklanką, która rozbijając się trafiła Mariusza K. w okolicach lewego oka.
Po chwili obu mężczyzn rozdzielili siedzący kilka metrów dalej ochroniarze klubu. Pracownicy ochrony tłumaczyli później, że nie widzieli aby między mężczyznami działo się coś niepokojącego. Zauważyli dopiero moment przepychanki i moment uderzenia.
Napastnik został zatrzymany, ale Mariusz K. nie życzył sobie zgłaszania sprawy na policję, wobec czego ochroniarze wypuścili mężczyznę z klubu.
Ochrona nie reagowała?
Blisko trzy lata po tej feralnej nocy poszkodowany postanowił wystąpić na drogę sądową przeciwko właścicielom lokalu. Podał, iż w wyniku zdarzenia z lutego 2011 roku doznał poważnych obrażeń oka, w które wbiły się fragmenty potłuczonego szkła. Jak przekonywał, sprawca zachowywał się agresywnie, na co ochrona lokalu nie reagowała, a po ataku został zatrzymany przez ochroniarzy, którzy następnie z nieznanych powodów go wypuścili. Mężczyzna dodał, że kilka dni po zdarzeniu miał podjąć pracę, co z uwagi na stan zdrowia okazało się niemożliwe i skutkowało utratą potencjalnych dochodów.