Skierniewicka prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 2,5-letniej dziewczynki, która tydzień temu trafiła w stanie krytycznym do szpitala w Łodzi. Karetka pogotowia przyjechała do niej dopiero po drugim wezwaniu, wcześniej przyjazdu odmówił lekarz nocnej i świątecznej pomocy. Specjaliści z łódzkiego szpitala uważają, że gdyby dziecko trafiło do nich wcześniej, szanse na uratowanie byłyby zdecydowanie większe.
Musi być winny
Jeśli stwierdzone zostanie przestępstwo pracownika czy pracowników pogotowia, rodzice dziecka będą mieli ułatwioną drogę do żądania odszkodowania i zadośćuczynienia. Zgodnie z art. 11 kodeksu postępowania cywilnego, prawomocny wyrok skazujący za przestępstwo, wiąże sąd cywilny. Na wyrok karny trzeba jednak czekać.
Najbliżsi dziewczynki mogą domagać się już teraz odszkodowania przed sądem cywilnym (trzeba wykazać szkodę), a też zadośćuczynienia, które sąd „wycenia", odnosząc je do rozmiaru krzywdy. Muszą jednak wykazać zawinienie wojewódzkiej stacji ratownictwa medycznego bądź tylko jej pracownika.
Wystarczy zaniedbanie. By jednak o nim mówić, należy ustalić wymagany standard zachowania w takich wypadkach.
To nie jest proste. Rozbudowane przepisy o ratownictwie medycznym wymagają od dyspozytora wstępnego rozpoznania choroby na podstawie zgłoszenia, tymczasem telefonujący może nie być w stanie podać precyzyjnie objawów, a zwykle dyspozytor nie jest lekarzem.