15-letnia Anna M. pomagała prowadzącemu ośrodek jeździecki Włodzimierzowi L. (imiona fikcyjne) w opiece nad końmi. W zamian mogła bezpłatnie korzystać z wierzchowców zarówno na terenie ośrodka, jak i poza nim.
W lipcu 2012 r. nastolatka udała się na przejażdżkę wraz z kobietą, która była na tyle słabym jeźdźcem, iż wymagała opieki Anny M. W trakcie przejażdżki jej towarzyszka spadła z konia. Nastolatka zasiadła ze swego wierzchowca, aby jej pomóc. Spowodowało to rozdrażnienie koni, i kiedy 15-latka próbowała ponownie usadowić się w siodle została kopnięta. Upadła, doznając urazu nogi, m.in. zwichnięcia rzepki. Trafiła do szpitala, gdzie przeszła artroskopię stawu kolanowego. Przez sześć tygodni miała założoną ortezę, a później musiała przejść rehabilitację.
Matka Anny M. w imieniu córki wystąpiła na drogę sądową, żądając od właściciela ośrodka jeździeckiego i jego ubezpieczyciela 10 tys. zł odszkodowania.
Zarówno firma ubezpieczeniowa, jak i właściciel ośrodka odmówili zapłaty. Ubezpieczyciel wskazał, że w chwili zdarzenia poszkodowana prowadziła konia, co wyklucza odpowiedzialność z art. 431 Kodeksu cywilnego, regulującego odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez zwierzęta. Zakład ubezpieczeń podkreślał, że poszkodowana była doświadczonym jeźdźcem. Z kolei Włodzimierz L. wyjaśnił, że rodzice poszkodowanej wyrazili zgodę na jazdę konną małoletniej w terenie bez nadzoru instruktora, a sama poszkodowana jeździła konno w ośrodku pozwanego w zamian za pomoc przy opiece nad końmi.
Kontakt z tak dużymi zwierzętami
Rozpatrujący pozew Sąd Rejonowy w Giżycku (sygn. akt I C 36/14) zwrócił przede wszystkim uwagę na fakt, iż w chwili zdarzenia Anna T. była osobą małoletnią, i to obowiązkiem pozwanego Włodzimierza L. było zapewnienie jej odpowiedniej do okoliczności opieki oraz zagwarantowanie bezpieczeństwa.