Państwo już teraz dotuje pociągi TLK lub IC, które w założeniach nie przynoszą zysków. Obecna umowa z PKP InterCity ma obowiązywać do 2021 r. Przewoźnik za te pieniądze ma poprawiać jakość usług, czyli modernizować i kupować pociągi. W 2019 r. wysokość dotacji miała wynieść 600 mln zł, w przyszłym – sięgnąć 680 mln zł. Ale nowy kontrakt przygotowany przez rząd radykalnie zwiększy dofinansowanie. Przykładowo w 2020 r. byłoby to 840 mln zł, w 2022 ponad 1 mld zł, a w 2028 r. nawet 3 mld zł.

Eksperci przyznają: pieniądze na tabor są potrzebne, ale znacznie wyższa dotacja przyniesie zbyt małe korzyści wobec planowanych nakładów. – Nie chcę krytykować większego dofinansowania. Pociągi powinny jeździć znacznie częściej, nawet co godzinę na podstawowych liniach, bo wtedy kolej byłaby poważniejszą alternatywą dla samochodów – komentuje Jakub Majewski, prezes Fundacji ProKolej. Ale jego zdaniem oczekiwany przez kolej rezultat większego dofinansowania jest niedostateczny. – InterCity pokazuje, że w 2029 r. będzie jeździło dwa razy więcej pociągów, liczba pasażerów się podwoi, a wszystko będzie kosztowało cztery razy więcej. Owszem, inwestycje muszą kosztować, ale efekt nie może być tak mizerny – uważa Majewski.
Jak wylicza Michał Beim, ekspert Instytutu Sobieskiego, dotacja na pasażera wzrośnie radykalnie – z obecnych 14 zł do 35 zł. – Jeżeli pewien segment transportu wymaga dotowania, to należy robić to efektywnie, poprzez przetargi wybierające najtańszego przewoźnika – mówi Beim.
Tymczasem przygotowana umowa to próba zakonserwowania obecnego systemu przed wejściem w życie w przyszłym roku unijnego IV pakietu kolejowego, liberalizującego rynek. Według nowych zasad resort infrastruktury musiałby wybrać przewoźnika realizującego dotowane przewozy właśnie w przetargu.