Najgorsze były oczywiście marzec i kwiecień, gdzie przy całkowitym zamknięciu zablokowaniu lotów do i z Polski i wielu innych krajów europejskich ruch spadł do poziomu ok 10 proc. poziomu z 2019. — Od 21 lat pracuję w tej branży i czegoś takiego nie widziałem. To prawda mieliśmy wybuch islandzkiego wulkanu, ale trwało to 9 dni i wiadomo było, że chmura pyłu zniknie — mówi Janusz Janiszewski, prezes Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej.
Kiedy w połowie czerwca ograniczenia w ruchu lotniczym zostały nieco złagodzone pojawił się powolny wzrost i zgodnie z prognozami Eurocontroli to lato powinno zakończyć na poziomie 40-45 proc. zeszłorocznego. Dla PAŻP, która utrzymywana jest z opłat przewoźników brak lotów oznacza, że wpływy do kasy agencji będą potężnie ograniczone i niezbędne jest cięcie wydatków. — Postawiliśmy sobie za cel utrzymanie płynności finansowej, także w 2021 roku, utrzymanie miejsc pracy i dalsze inwestycje w rozwój technologiczny. Tego pandemia COVID-19 nie mogła nam zmienić — mówi prezes PAŻP.
Statystyki nie są optymistyczne. Od 15 czerwca do początku września, poziom ruchu w całej polskiej przestrzeni powietrznej wyniósł ok. 30 proc. z tego samego okresu 2019. Starty i lądowania: 50 proc. zeszłorocznego poziomu. Z przewidywanych 3,5 tys. operacji dziennie jest obecnie 800 do tysiąca. Ale i tych pieniędzy na razie nie ma, ponieważ zgodnie z decyzją państw należących do Eurocontroli nastąpiła prolongata opłat nawigacyjnych. To oznacza, że pieniądze jakie PAŻP zarobił od marca do tej pory będą wypłacane dopiero od listopada 2020.
Czytaj także: Ile zarabiają kontrolerzy ruchu lotniczego
— To stawia przed nami gigantyczne wyzwania, bo z jednej strony musimy utrzymywać działania operacyjne często na bardzo niskim poziomie, natomiast koszty stałe są bardzo wysokie — mówi Janusz Janiszewski. W agencjach europejskich wynoszą one 65 proc. budżetu.