Komunikacja podrożeje przez ceny energii i paliw

Wobec galopujących kosztów zakupu prądu i diesla eksploatacja tramwajów, trolejbusów czy autobusów elektrycznych staje się kompletnie nieopłacalna.

Publikacja: 13.09.2022 21:00

MPK w Poznaniu, które w przyszłym roku miałoby wydać na zakup energii pięć razy więcej niż obecnie,

MPK w Poznaniu, które w przyszłym roku miałoby wydać na zakup energii pięć razy więcej niż obecnie, może z tego powodu ograniczyć zakupy elektrycznych autobusów

Foto: mat. pras.

Horrendalne podwyżki cen energii uderzą w miejskie autobusy w Kutnie, dla których prąd miałby kosztować niemal dziesięciokrotnie więcej niż obecnie. Tamtejszy Miejski Zakład Komunikacyjny płaci 395 zł za 1 MWh, ale umowa na dostawę energii upływa z końcem roku. Pierwsza oferta w uruchomionym przetargu na dostawy w 2023 r. zakłada podwyżkę do 3,2 tys. zł. Przy takiej cenie energii elektrobusy przestaną się opłacać.

– Z początkiem stycznia każdy zarządzający, który otrzyma takie rachunki, powinien postawić autobusy pod płot – uważa prezes kutnowskiego MZK Jacek Sikora. Przy tym możliwe, że przyszłoroczna podwyżka okaże się jeszcze wyższa.

Czytaj więcej

Drożyzna zatrzyma tramwaje i autobusy

Na zdobycie dodatkowych wpływów, najprawdopodobniej poprzez podwyżkę cen biletów, będzie musiał zdecydować się Elbląg, gdzie cena energii w grupowym przetargu podskoczyła z 13 mln zł w 2022 r. do 88 mln zł w 2023 r. Uderzy to m.in. w przewoźnika Tramwaje Elbląskie. – Ponadpięciokrotny wzrost ceny jest nie do wytłumaczenia i nie do przyjęcia – mówi prezydent Elbląga Witold Wróblewski.

Spekulacyjne stawki

W końcu ubiegłego tygodnia oferty na przyszłoroczny zakup energii otwarto w Poznaniu: według proponowanej ceny jedynego oferenta miasto musiałoby wydać aż 409 mln zł – pięć razy więcej niż w tym roku. To niemal jedna siódma dochodów własnych Poznania szacowanych w 2023 r. Kwota, za którą można od zera zbudować ok. pięciu nowych szkół. – Najnowszy przetarg na dostawę energii dla Poznania najprawdopodobniej zostanie unieważniony – zapowiada prezydent Jacek Jaśkowiak. Jak stwierdził, zaproponowane przez oferenta drastycznie wysokie stawki są w ocenie miasta spekulacyjne.

Oznaczałyby, że poznańskie Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne miałoby do zapłacenia prawie pięć razy więcej: 178 mln zł zamiast niecałych 40 mln zł w roku bieżącym. – Drastyczny wzrost wydatków na energię może co najmniej spowolnić, a nawet zahamować przestawianie się na tabor z napędem zeroemisyjnym, nie mówiąc o pozostałej infrastrukturze zajezdni – dodaje wiceprezes MPK Jerzy Zalwowski.

Czytaj więcej

Polskie miasta w czołówce globalnej mapy korków. W Szczecinie stoimy dłużej niż w NYC

W bardzo trudniej sytuacji znalazł się Lublin. W ogłoszonym wiosną przetargu na dostawy energii dla elektrobusów i trolejbusów od połowy tego roku oferty przebiły budżet, więc rozpisano drugi, już z wyższym. Ale i ten nie przyniósł rezultatu, bo zwycięska firma nie chciała podpisać umowy. Obecnie lubelskie MPK korzysta z dostaw energii od rezerwowego dostawcy, płacąc za MWh w szczycie 1872 zł – sześć razy więcej, niż płaciło do końca czerwca. W końcu sierpnia ogłoszony został kolejny przetarg: dotyczy dostaw prądu od grudnia 2022 r., oferenci mają czas do 27 września. Nie ma pewności, czy i to postępowanie rozwiąże problem, bo nic nie wskazuje, by wzrost cen prądu miał się zatrzymać. Karuzela z coraz droższymi ofertami i zwiększaniem budżetu może się dalej kręcić.

Eko już się nie opłaca

Nie tylko drogi prąd nęka miejską komunikację: podobnie jest z cenami diesla. Dostarczający go dla wrocławskich autobusów Lotos zerwał umowę, a nowych ofert na dotychczasowych warunkach opartych na notowaniach giełdowych zabrakło. – Jesteśmy postawieni w sytuacji, w której średnia cena paliwa zależna będzie od decyzji i fanaberii polityków – powiedział Krzysztof Balawejder, prezes MPK Wrocław, cytowany przez branżowy portal InfoBus.

Sytuację miejskich przewoźników dodatkowo komplikuje fakt, że ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych zmusza samorządy do wprowadzania coraz większej liczby autobusów gazowych, elektrycznych i wodorowych, których eksploatacja – wobec obecnych podwyżek – staje się nieopłacalna.

Opinia dla „Rzeczpospolitej”
Aleksander Kierecki, właściciel firmy JMK Analizy Rynku Transportowego, szef serwisu TransInfo

Rząd wie, co się dzieje, i nie próbuje wyjść z inicjatywą, gdyż ten kryzys jest mu politycznie na rękę. W prawdopodobnej sytuacji, że komunikacja miejska stanie i mieszkańcy nie dojadą do szkół czy pracy, będzie oczywiste, że winę za to ponoszą samorządy. Tym samym transportowa branża stała się politycznym zakładnikiem i przez to zmierza ku przepaści. A jak rząd może pomóc? Przede wszystkim wdrożyć mechanizm osłonowy, który zagwarantuje przynajmniej zachowanie kosztów paliw dla pojazdów nisko- i zeroemisyjnych w miejskim transporcie na poziomie zapewniającym ekonomiczną opłacalność napędów alternatywnych. Do tego dochodzi utworzenie specjalnej taryfy w polityce energetycznej państwa, która uwzględniałaby ekologiczny rozwój komunikacji miejskiej. A także obniżenie stawki VAT na bilety. Jak widać mechanizmy te nie są w gestii samorządów, dlatego teraz to od rządu zależy, czy komunikacja miejska będzie ekologiczna i czy nadal będzie wozić miliony Polaków.

Efektem będą kolejne podwyżki cen biletów, które mają także finansować rosnące żądania płacowe pracowników spółek przewozowych. Można się też spodziewać, że dla obniżenia kosztów miasta będą ograniczać ofertę przewozową, a także ciąć plany zakupów taboru i wymianę pojazdów z tradycyjnym napędem na nisko- i bezemisyjne.

Miasta tną wydatki, płacą pasażerowie

Coraz droższe bilety albo cięcia w rozkładach jazdy – taką alternatywę mają miejskie spółki przewozowe, przytłoczone wzrostem kosztów paliw i energii elektrycznej. Tam, gdzie w tym roku jeszcze nie było podwyżek, należy się ich spodziewać. W niektórych miastach stawki idą w górę już drugi raz od stycznia. Palącym problemem jest brak kierowców i motorniczych. To dlatego w miejskich spółkach przewozowych rośnie presja płacowa i groźba paraliżujących komunikację strajków, jak ten na przełomie czerwca i lipca w Bydgoszczy, który na blisko dwa tygodnie uziemił autobusy i tramwaje. W dodatku brak możliwości obsadzenia zaplanowanych kursów sprawia, że przewoźnicy muszą dokonywać cięć w rozkładach jazdy. Przykładem są Gliwice, gdzie od początku września wprowadzone zostały ograniczenia w kursowaniu autobusów.

Czytaj więcej

Jazda tramwajem uderzy Polaków po kieszeni. To dopiero początek

Horrendalne podwyżki cen energii uderzą w miejskie autobusy w Kutnie, dla których prąd miałby kosztować niemal dziesięciokrotnie więcej niż obecnie. Tamtejszy Miejski Zakład Komunikacyjny płaci 395 zł za 1 MWh, ale umowa na dostawę energii upływa z końcem roku. Pierwsza oferta w uruchomionym przetargu na dostawy w 2023 r. zakłada podwyżkę do 3,2 tys. zł. Przy takiej cenie energii elektrobusy przestaną się opłacać.

– Z początkiem stycznia każdy zarządzający, który otrzyma takie rachunki, powinien postawić autobusy pod płot – uważa prezes kutnowskiego MZK Jacek Sikora. Przy tym możliwe, że przyszłoroczna podwyżka okaże się jeszcze wyższa.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Transport
Chiny potajemnie remontują rosyjski statek przewożący broń z Korei Północnej
Transport
Cywilna produkcja ciągnie Boeinga w dół
Transport
PKP Cargo ma nowy tymczasowy zarząd
Transport
Prezes PKP Cargo stracił stanowisko. Jest decyzja rady nadzorczej
Transport
Airbus Aerofłotu zablokował lotnisko w Tajlandii. Rosji brakuje części do samolotów