To pierwszy przewoźnik w Europie, który tak się zachował. Inni, mimo takich samych problemów, najczęściej udają, że nic się nie dzieje. Enigmatycznie mówią, że „monitorują sytuację” albo odwołują loty na kilka godzin przed startem i proponują rejsy za kilka dni albo zwrot pieniędzy. Zdarza się także, że w obawie przed kontaktami z rozgoryczonymi pasażerami, przedstawiciele linii nagle zapadają się pod ziemię, służby prasowe są niedostępne, zaś w sieci pojawiają się komunikaty, jak dobrze sobie radzi linia, która w obecnej sytuacji wykonuje „prawie” wszystkie loty. To „prawie” robi ogromną różnicę. A przecież przedstawiciele linii doskonale zdają sobie sprawę, jakie kłopoty ma pasażer, który miał lecieć, a pozostał na ziemi. I są za niego odpowiedzialni.