Nowy dwusilnikowy airbus o dodatkowo wydłużonym zasięgu (Extra Long Range) do 4700 mil (8700 km) i numerze MSN 11000 wystartował w środę 15 czerwca o godz. 11.05 z lotniska przy fabryce w Hamburgu i wylądował tam po 265 minutach lotu. Załoga — dwaj piloci doświadczalni i trzech inżynierów od testów — sprawdziła funkcjonowanie układów sterowania silników Leap-1A spółki CFM Int'l i głównych systemów, także poprawnego zachowania się maszyny przy dużej i małej prędkości. Próbne loty potrwają 18 miesięcy, do certyfikacji spodziewanej na początku 2024 r. Branżowa publikacja „Leeham News” podała, że niektórzy klienci spodziewają się opóźnienia certyfikacji tej maszyny nawet o rok, bo urzędy nadzoru na świecie stały się surowsze po katastrofach MAX-ów.

Wiceprezes Airbusa ds. programów i usług lotniczych, Philippe Mhun powiedział, że A321XLR „pozwoli uruchomić nowe połączenia po bezkonkurencyjnych kosztach i z wyjątkową dbałością o środowisko”. Nowy samolot powinien wejść do użytkowania na początku 2024 r. Ten termin opóźnił się o kilka miesięcy, bo producent musiał zapewnić bezpieczne lądowanie takiego samolotu „na brzuchu” w razie awarii podwozia. Organy nadzoru obawiały się powstania pożaru — pisze Reuter.

A321XLR jest dodatkowym produktem Airbusa z floty wąskokadłubowej, która zmieni warunki gry w transporcie lotniczym — pozwoli liniom lotniczym latać z zyskiem na długich dystansach, bez zmuszania podróżnych do przesiadek na dużych lotniskach. Wydłużony zasięg pozwoli mu latać na trasach Houston-Santiago de Chile, Nowy Jork-Rzym czy Tokio Sydney dzięki dodatkowemu zbiornikowi paliwa (na 13 tys. litrów) w dolnej części kadłuba. Samolot zużywa o 30 proc. miej paliwa na pasażera wobec maszyn poprzedniej generacji, emituje też mniej tlenku azotu i hałasu.

Do końca maja 20 klientów zamówiło ponad 500 tych samolotów — podał Airbus. Zależnie od konfiguracji będą zabierać od 180 do 200 podróżnych.