Hubert Hurkacz wygrał w Szanghaju. Nawet Roger Federer bił brawo

Hubert Hurkacz po zaciętym finale z Andriejem Rublowem odniósł w Szanghaju siódme zwycięstwo w ATP Tour, drugie w tym roku. To dobry powód, żeby polski tenisista z wiarą myślał o udziale w turnieju Masters.

Publikacja: 16.10.2023 03:00

Hubert Hurkacz czekał na triumf od lutego, gdy wygrał turniej w Marsylii

Hubert Hurkacz czekał na triumf od lutego, gdy wygrał turniej w Marsylii

Foto: Hector RETAMAL / AFP

Przez minionych kilkanaście dni można było dostrzec, że powrót wielkiego tenisa do Państwa Środka niezmiernie sprzyjał polskim gwiazdom. Tydzień temu ważny turniej w Pekinie wygrała Iga Świątek, a teraz efektowny puchar ze wszystkimi miłymi sercu oraz kontu bankowemu przyległościami odebrał w Szanghaju Hurkacz.

Drogę do sukcesu miał niełatwą, ale mimo trudów długiej rywalizacji w powiększonym do dziesięciu dni turnieju z cyklu ATP Masters 1000, a także kilku zaciętych spotkań poprzedzających mecz o tytuł z Andriejem Rublowem świetnie dał sobie radę. Znów był tym tenisistą, który w pełni potrafi czerpać z ogromnego talentu serwisowego, ma świetną kondycję oraz zachowuje chłodną głowę nawet w najgorętszych chwilach zaciętych setów.

Finał zakończył wynikiem 6:3, 3:6, 7:6 (10-8). Polak z Rosjaninem grali nieco ponad dwie godziny (to jak na trzy wyrównane sety nie jest długo), bo obaj byli nastawieni bojowo i wielu długich wymian w chińskiej hali nie oglądano.

Czytaj więcej

Iga Świątek zbliżyła się do Aryny Sabalenki w rankingu. Teraz czas na WTA Finals

Hurkacz nie był żelaznym kandydatem do wygranej, nie tylko z racji 17. pozycji w rankingu, o dziesięć miejsc niżej niż przeciwnik. Choć obaj byli przed meczem w Szanghaju na remis (2-2), to energia Rosjanina pokazywana we wcześniejszych meczach z Grigorem Dimitrowem, Hugo Umbertem, Tommym Paulem i innymi też robiła swoje – rywal Polaka do finału nie przegrał seta.

W ostatnim meczu jednak rządził serwis Hurkacza. Był bronią, która sprawdziła się niemal we wszystkich trudnych momentach spotkania, stanowił bazę, na której najlepszy polski tenisista mógł z powodzeniem budować zwycięstwo. Wiele rzeczy poszło Hubertowi w tym finale dobrze. Już start był imponujący: wygrywane z lekkością gemy przy podaniu Hurkacza szybko zaczęły drażnić jego przeciwnika.

Trudno się dziwić, rytmiczne maszerowanie z jednej strony kortu na drugą wzdłuż linii po serwisie Polaka nie mogło budować dobrego nastroju. Gdy grali przy podaniu Rublowa, akcji na korcie było znacznie więcej, aż w końcu – już w szóstym gemie – sfrustrowany tenisista z Rosji, zamiast myśleć o koncentracji, zaczął wyładowywać złość na swej grupie wsparcia i nawet wspomniał, że przy takiej grze Hurkacza „poddaje się”. Skutek był oczywisty: strata gema, a za kilka chwil także seta, bo Polak ręki nie zwolnił i zamknął partię kolejnym zapierającym dech asem.

21 asów

Przegrany set nieco otrzeźwił Rublowa, a w każdym razie widać było, że wrócił myślami do meczu i choć z miną chmurną, to zaczął wreszcie grać, jak potrafi. Objął prowadzenie 3:0, bo znacznie zwiększył intensywność uderzeń – zwłaszcza forhendowych – i cierpliwie przetrwał chwile, gdy Polak próbował atakować jego drugi serwis oraz kontrować. Słowem, role nieco się zmieniły – to Rosjanin zyskał panowanie nad meczem.

Decydował trzeci set. Obu uczestników finału niewiele dzieliło od wywalczenia decydującej przewagi jeszcze przed tie-breakiem. Zanim doszło do końcowej rozgrywki, Hurkacz musiał bronić się przed stratą gema serwisowego i obronił się, można rzec, klasycznie – posyłając asa.

Kilka gemów później to on był pierwszy przy piłce meczowej: było 5:4, 30-30, podawał Rosjanin, Polak odbił serwis w kort i za chwilę zagrał jeszcze lepiej, obok Rublowa, który nie był w stanie sięgnąć piłki, za to wykrzyczał do sędziego, że to wszystko z winy jakiegoś widza na trybunach, który akurat poruszał się w polu widzenia tenisisty.

Arbiter nie był skłonny nic z tym faktem zrobić, co jeszcze bardziej rozjuszyło Rosjanina. Rublow dostał w końcu ostrzeżenie, ale chyba osiągnął, co chciał – uspokoił się, wybił z uderzenia czekającego spokojnie Hurkacza, za chwilę obronił wynik asem i doprowadził do remisu 5:5.

Od tej chwili do tie-breaka było już blisko i jeśli coś jeszcze należy pamiętać z tego finału, to fakt, że Hurkacz przegrywał finałową rozgrywkę już 2-5, ale korzystając obficie z siły ramienia serwisowego i odporności charakteru, wyrównał, potem obronił piłkę meczową, by wreszcie samemu postawić rywala pod ścianą. Raz i drugi się nie udało, ale gdy było 9-8, rozegrał akcję, jak należy – piłka odbita przez nerwowego Rosjanina wylądowała w siatce i można było się cieszyć.

– To była niezwykła bitwa, szczególnie pod względem emocjonalnym. Gdy miałem pierwszą piłkę meczową, Andriej wykonał niesamowity serwis, potem ja miałem kilka meczboli, ale Andriej posłał kilka doskonałych piłek. Próbowałem odpowiedzieć tym samym. Raz jeden był z przodu, raz drugi. To był jeden z tych meczów, na których trzeba zostać do końca. Jestem zadowolony z tego, jak sobie poradziłem – mówił polski zwycięzca, nie wspominając skromnie, że zaserwował 21 asów i to po nich chińska publiczność wzdychała najmocniej.

Dołączył tym samym do pięknej listy mistrzów. Wygrywali przecież w Szanghaju Andy Murray, Novak Djoković i Roger Federer. Szwajcarski mistrz był zresztą gościem honorowym turnieju. Finał oglądał w pierwszym rzędzie i chętnie bił brawo Polakowi, być może pamiętając, że właśnie z Hubertem przegrał ostatni mecz w Wimbledonie.

Teraz czas na Tokio

Miło podsumować każdy aspekt występu Hurkacza w Szanghaju: czekał na wygraną od lutego, czyli zwycięstwa w Marsylii, triumf odniósł na oczach legendy, drugi raz w tym roku zwyciężył rywala z pierwszej dziesiątki rankingu ATP, drugi raz jest mistrzem turnieju z cyklu ATP Masters 1000 (po Miami 2021), zarobił 1,26 mln dolarów (brutto) i zyskał tyle punktów, że awansował z 17. na 11. miejsce klasyfikacji światowej oraz z 16. na 11. pozycję rankingu The Race, czyli wyłaniającej ósemkę na Masters (przy okazji opóźnił ogłoszenie, że piątym uczestnikiem ATP Finals będzie Rublow). Dla dokładnych: do Holgera Rune, ósmego w The Race, traci teraz 335 punktów.

Jedzie po nie do Tokio. Hurkacz w stolicy Japonii zagra w turnieju nieco niższej rangi – ATP 500 – gdzie pierwszą czwórkę tworzą Taylor Fritz, Casper Ruud, Alexander Zverev oraz Alex de Minaur – wszyscy liczą się walce o start w Masters.

Polak nie będzie rozstawiony, więc zagra od pierwszej rundy. Los chciał, że trafia znów na zaciętego Chińczyka Zhizhena Zhanga, z którym stoczył najdłuższy mecz w Szanghaju. Prawem mistrzów dostanie dzień na oddech i wejdzie na japoński kort najwcześniej we wtorek.

Przez minionych kilkanaście dni można było dostrzec, że powrót wielkiego tenisa do Państwa Środka niezmiernie sprzyjał polskim gwiazdom. Tydzień temu ważny turniej w Pekinie wygrała Iga Świątek, a teraz efektowny puchar ze wszystkimi miłymi sercu oraz kontu bankowemu przyległościami odebrał w Szanghaju Hurkacz.

Drogę do sukcesu miał niełatwą, ale mimo trudów długiej rywalizacji w powiększonym do dziesięciu dni turnieju z cyklu ATP Masters 1000, a także kilku zaciętych spotkań poprzedzających mecz o tytuł z Andriejem Rublowem świetnie dał sobie radę. Znów był tym tenisistą, który w pełni potrafi czerpać z ogromnego talentu serwisowego, ma świetną kondycję oraz zachowuje chłodną głowę nawet w najgorętszych chwilach zaciętych setów.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Zendaya w „Challengers”. Być jak Iga Świątek i Coco Gauff
Tenis
WTA Madryt. Iga Świątek zagrała koncert. Sprinterski awans do 1/8 finału
Tenis
Hubert Hurkacz w imponującym stylu zaczął turniej w Madrycie
Tenis
WTA Madryt. Magda Linette przegrała z Aryną Sabalenką po dwugodzinnej bitwie
Tenis
Iga Świątek wygrywa pierwszy mecz w Madrycie. Niespodziewane kłopoty w końcówce