- Najpierw zatytułowałam ten projekt - "Migotanie uczuć" - opowiada „Rz" Lidia Duda, autorka dokumentu. - Ciągle mieszały się moje odczucia w stosunku do bohaterów filmu. Nic nie jest w tej opowieści czarne albo białe. A na pytania o granice dobra i zła trudno w tym przypadku odpowiedzieć. Szokujące jest, że nikt nie próbował pomóc tym mężczyznom. Dopiero ja wysłuchałam ich historii od początku do końca. To było niesamowite, jak każdy z nich chciał się wygadać, bo nawet najbliższe im kobiety - matka Maćka i ciotka Roberta - nie przyszły im z pomocą.
Bohaterami filmu są 17-letni Maciek i 40-letni Robert. Dwie historie życia, które przecięły się, gdy Maciek miał 9 lat. Był molestowany przez Roberta. Sprawca został osądzony za czyny, których dopuścił się na dziewięciu chłopcach, odbył w więzieniu karę. Tylko, że nadal „ciągnie" go do dzieci. Maciek dwukrotnie próbował go zabić. Miał 14 lat, gdy trafił do poprawczaka. Teraz ma 17, a mówi, że patrzy na życie jakby miał 24, czyli jakby był dorosły.
- Nie chciałem być mordercą, chciałem tylko pomóc innym dzieciom. I tyle - wyjaśnia.
W poprawczaku próbował się powiesić. Pokorny nie jest - wie co to izolatka, kary. Nie umie zapomnieć o tym, co się stało, gdy był małym chłopcem. Przy życiu trzyma go świadomość, że ma matkę. Pisze do niej listy, opowiada o swoim życiu za kratami i tęskni. Ale matka go nie odwiedza. Mówi o synu, ale ma kłopot z opowiedzeniem, jaka krzywda spotkała go przed kilku laty. Kiedy wspomina sprawę w sądzie, mówi, że wszyscy zeznawali i szybko wychodzili, nie czekając nawet na wyrok. Także o tym, że pani psycholog przebadała syna „po tym wszystkim" i powiedziała, że już wszystko jest dobrze. To orzeczenie matka przyjęła z ulgą. Dalszej pomocy dla Maćka już nie szukała.
- Nie umiem powiedzieć, czy jestem ofiarą, czy katem - zastanawia się Maciek.