"Harry Brown" nawiązuje do tych schematów, ale nie jest kolejną z długiej serii ekranowych nawalanek, w której na końcu zostają stosy dymiących trupów i satysfakcja, że dobro znów zatriumfowało – i to z kilku powodów.
Tytułowy bohater (Michael Caine) jest emerytowanym żołnierzem, po śmierci żony żyjącym samotnie na podmiejskim blokowisku gdzieś w Anglii. Co noc obserwuje z okna bójki grupy zakapturzonych młodzieńców, okupujących przejście podziemne, w którym zaczepiają przechodniów. Wobec bierności policji czują się całkowicie bezkarni, co wzmaga w nich zuchwałość. Ofiarą chuliganów pada w końcu najbliższy przyjaciel i rówieśnik Harry'ego, Leonard, który zostaje przez nich pobity i zasztyletowany. Przekonawszy się, że policjanci są bezradni, Brown po raz pierwszy od wielu lat sięga po broń.
W filmie Daniela Barbera zemsta, choć pożądana, nie przynosi żadnej satysfakcji. Dobrze zarysowany obraz środowiska, w jakim żyje Harry Brown, nie pozostawia wątpliwości, że miejsce wyeliminowanych jednostek zajmą tłumy następnych – zamroczonych alkoholem i narkotykami, brutalnych i pozbawionych jakichkolwiek zahamowań. Nie ma tu jednak prostego, banalnego podziału na dobro i zło. Ci, z którymi walczy stary żołnierz, są zwyrodnialcami, ale jednocześnie ofiarami swojego środowiska, tkwiącymi w błędnym kole przemocy. Znamienna jest scena zabójstwa kobiety spacerującej z wózkiem. Zło dzieje się właśnie tak – ktoś, kto popełnia zbrodnię, robi to dla zabawy i nawet nie bardzo zdaje sobie sprawę ze swego uczynku.
HARRY BROWN | FILM KRYMINALNY | WIELKA BRYTANIA 2009 | REŻ. DANIEL BARBER | WYK. MICHAEL CAINE, EMILY MORTIMER