Czy Święty Mikołaj istnieje? To pytanie nurtuje pewnego ośmiolatka, który podejrzewa, że opowiastki rodziców o magii świąt i Mikołaju rozwożącym prezenty służą jedynie do mydlenia dzieciom oczu. Tymczasem w wigilijną noc mały bohater usłyszy hałas dobiegający zza okna. Nie będzie to jednak dźwięk mikołajowych sań ciągniętych przez zastęp reniferów. Zamiast nich przyjeżdża tytułowy ekspres polarny, a jego konduktor zaprasza ośmiolatka do środka. Chłopczyk odbędzie daleką podróż na Biegun Północny – do siedziby Świętego Mikołaja.
Film jest ekranizacją popularnej za oceanem powieści Chrisa Van Allsburga. „Naszą rodzinną tradycją stało się czytanie tej książki naszemu synkowi. I mimo tego, że dorasta, nie przestała go fascynować” – mówi reżyser Robert Zemeckis. Książka Van Allsburga pokazuje szczególny moment w życiu każdego człowieka. Ten, w którym po raz pierwszy zdajemy sobie sprawę, że dorastanie wiąże się z utratą wiary w moc wyobraźni.
Zemeckis pokazał świat zawieszony między jawą a snem, w którym wszystko wydaje się możliwe do spełnienia. Wykorzystał technologię performance capture przetwarzającą tradycyjny film z udziałem aktorów na trójwymiarową animację. Ich gesty i mimika są rejestrowane przez system minikamer i czujników, a następnie zostają wprowadzone do komputera. Dzięki temu graficy mogą stworzyć zdigitalizowaną postać wykonawcy i nanieść ją na wirtualnie wykreowane tło. Tak powstawała postać konduktora, którą zagrał Tom Hanks.
W 2004 roku, gdy „Ekspres polarny” wchodził do kin, filmy ze stworzoną cyfrowo obsadą wydawały się zbyt kosztowną fanaberią. Jednak technologia performance capture dziś staje się modna. Ostatnio wykorzystał ją i wzbogacił James Cameron w głośnym „Avatarze”.
[i]Ekspres polarny