Szef niemieckiego Czerwonego Krzyża Max Huber zachowywał powściągliwość wobec nasilającego się terroru i szykanowania obywateli pochodzenia żydowskiego. W głównej, szwajcarskiej, siedzibie Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża Carl Jacob Burckhardt, wiceprzewodniczący organizacji, niemieckojęzyczny Szwajcar, był nader przyjaźnie nastawiony do Niemców. Lekceważył symptomy nadciągającego kataklizmu, mimo że na własne oczy widział w obozie koncentracyjnym Esterwegen pisarza i noblistę Carla Ossietzkiego – wychudzonego, przerażonego z powybijanymi zębami.
W maju 1936 roku, po wizycie w Niemczech na zaproszenie Hitlera Burckhardt w raporcie dla Komitetu stwierdził, że sytuacja więźniów obozów pozostaje „bez zmian”. Kolejne wizytacje mnożących się obozów zagłady także nie budziły zastrzeżeń wizytatorów. W raporcie po odwiedzeniu Dachau w 1938 roku jeden z członków Komitetu zanotował: „Wszędzie panuje porządek, czystość, a nawet pewna elegancja”. Bardzo dobre wrażenie robił też na wizytatorach pokazowy obóz hitlerowski w Terezinie. Tymczasem, by miasto nie wyglądało na przepełnione, 15 tysięcy osób wywieziono do Auschwitz.
Z Berlina od jesieni 1941 roku codziennie wyruszały transporty na Wschód – na oczach wysłanników Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża. Informowali o tym centralę w Genewie, ale bez skutku. Szefowie organizacji twierdzili, że chcą zachować neutralność, nie mając mandatu, by nieść pomoc internowanym cywilom. Tymczasem zgodnie ze statutem możliwa była każda inicjatywa humanitarna uznana za konieczną. Ważnym zadaniem Komitetu w czasie wojny było poszukiwanie zaginionych. Jednak ograniczało się ono niemal wyłącznie do aryjczyków.
Dopiero latem 1944 roku, gdy uciekinierzy z Auschwitz ujawnili prawdę o ludobójstwie, Międzynarodowy Komitet w Genewie znalazł się pod presją i zaczął działać. Zaledwie kilka tygodni przed końcem wojny doszedł do porozumienia z pokonanymi Niemcami i ustalił, że do obozów zostanie dostarczona pomoc materialna. Po wojnie Komitet usprawiedliwiał się, że nic nie wiedział o rozmiarach masowych zbrodni na Żydach. Dopiero w latach 90. przyznano się do błędów, długo po śmierci osób odpowiedzialnych.
Dzisiaj wiadomo, że jeszcze w latach 50. Carl Jacob Burckhardt, następca Maksa Hubera na stanowisku przewodniczącego, odwiedzał archiwa Międzynarodowego Komitetu i usuwał akta, które ukazywały politykę Komitetu w negatywnym świetle.