To zawód, w którym rośnie się z życiem, im jest się starszym, tym powinno się być lepszym, bo ma się za sobą coraz więcej doświadczeń i przeżyć – mówił przed kamerą Zbigniew Zapasiewicz.
Pochodził z domu ze świetnymi tradycjami, w którym naczelne miejsce zajmowały teatr i literatura – jego matka była siostrą Jana i Jerzego Kreczmarów. W żoliborskim liceum, do którego uczęszczał, statystował jedynie w szkolnych przedstawieniach. Nie potrafił pokonać nieśmiałości. Pierwszą miłością Zbigniewa Zapasiewicza była matematyka, z której zrezygnował później na rzecz chemii – przez rok studiował ją na Politechnice Warszawskiej. Teoria przychodziła mu łatwo, ale nie przebrnął przez zajęcia praktyczne, bo jak wyznał samokrytycznie – miał dwie lewe ręce.
Po roku zdał do warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Z grupą kolegów zadebiutował w Teatrze Klasycznym w 1956 roku. Za najlepszy okres w swej zawodowej biografii uważał 24 lata spędzone w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Zagrał tam m.in. Pijaka w „Ślubie” Gombrowicza, Ojca w „Pieszo” Mrożka, Kubusia Fatalistę. Przez trzy sezony był nawet szefem tego teatru, ale wspominał ten czas jako porażkę. – Mam poczucie, że kilku kolegów mnie zdradziło – mówi w filmie z goryczą.
Role w filmach Krzysztofa Zanussiego, m.in. w „Za ścianą” i „Barwach ochronnych”, przydały mu etykietkę intelektualisty, której nie uważał za prawdziwą. – Jestem aktorem komediowym – twierdził.
Dla aktorstwa zrezygnował z wielu wygód, przez wiele lat mieszkał w wynajmowanych mieszkaniach. Czasem odczuwał żal, że w taki sposób potoczyło się jego życie.