[b]Rz: Urodziła się pani w Stanach, ale zawsze podkreśla pani swoje meksykańskie pochodzenie. Jest dla pani ważne?[/b]
[b]Jessica Alba[/b]: Tak. Jestem Amerykanką od kilku pokoleń, już moi dziadkowie urodzili się w Stanach. Nasza rodzina przez jakiś czas starała się pielęgnować tradycje meksykańskie, ale w latach 60. zasymilowała się. Był wtedy taki trend. Rodzice nie chcieli czuć się gorsi tylko dlatego, że byli niezbyt szanowanymi wówczas w USA Latynosami. Przestali mówić po hiszpańsku i – czego bardzo żałuję – nie nauczyli mnie ojczystego języka. Ja jestem dumna ze swoich korzeni i swoją córkę wychowuję „w dwóch językach”. Człowiek, który poznaje różne kultury, staje się obywatelem świata.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Zbliżenie - Czytaj więcej[/link] [/wyimek]
[b]Odnoszę wrażenie, że dziś Latynosi mają coraz silniejszą pozycję w kinie amerykańskim.[/b]
Powoli przebijamy się do głównego nurtu, a filmy Roberta Rodrigueza odegrały w tym procesie niebagatelną rolę. Ostatni jego film „Maczeta”, nakręcony wspólnie z Ethanem Maniquisem, to kolejny krok naprzód. Czuję się dumna, że mamy meksykańskiego superbohatera i portrety Latynosek – nie sprzątaczek, ale niezależnych i samodzielnych kobiet. Ten film niesie ważne przesłanie społeczne. Pokazuje, że Meksykanie nie muszą być wyłącznie biednymi emigrantami, przeprawiającymi się nielegalnie przez Rio Grande, na których poluje się na granicy jak na zwierzynę. A kobiety mogą być super, nawet gdy nie są blondynkami o białej skórze i niebieskich oczach. W „Maczecie” prowokujemy widzów, a jednocześnie ich bawimy.