Trzy lata temu hollywoodzki gwiazdor w rozmowie z „Rz" tak zachwalał kontynuację „Skarbu narodów": – Inspiruje zainteresowanie historią i sprawia, że dzieci sięgają po książki, a to dobry znak. Jako dziecko lubiłem filmy z Sherlockiem Holmesem. Uważam, że Ben Gates jest jego współczesną wersją. Szuka skarbów, a jego jedyną nadprzyrodzoną siłą jest wiedza historyczna. I to mi się w nim podoba.
Rzeczywiście, bohater filmu, pochodzący z amerykańskiej rodziny o wielowiekowej tradycji, przypomina pod pewnymi względami mistrza dedukcji. Warto jednak zauważyć, że Ben nie pokazałby się na kinowym ekranie, gdyby nie legenda Indiany Jonesa, który wyniósł kino przygodowe na wyższy poziom rozrywki. Ben odziedziczył po nim skłonność do wikłania się w mocno ryzykowne przedsięwzięcia. W pierwszej części przygód musiał wykraść Deklarację Niepodległości, by na jej odwrocie odczytać napisaną niewidzialnym atramentem mapę prowadzącą do skarbu templariuszy.
W drugiej odsłonie Ben ratuje honor rodziny. Na jaw wychodzi bowiem dokument sugerujący, że przodek Bena – uważany dotychczas za patriotę popierającego działania prezydenta Lincolna – w istocie uczestniczył w zamachu na niego. Ben rusza więc na poszukiwania tytułowej księgi tajemnic będącej w posiadaniu kolejnych prezydentów USA, by dotrzeć do prawdy.
Wpływ na narodziny postaci awanturniczego historyka miał także sukces wydawniczy powieści „Kod Leonarda da Vinci" z profesorem Langdonem rozszyfrowującym ukryte symbole. Ben to niemal jego kopia.
Te oczywiste zapożyczenia i schematyczne rozwiązania fabularne mogą razić kinomanów. Ale jako familijna rozrywka „Skarb narodów" wypada nieźle.