Nie wiem. To znaczy wiem, że wszystko już wolno. Niedobrze. To tak, jakby pokazać dzieciom, że ktoś kogoś zabija, i dać im pistolet do ręki, mówiąc: sprawdź, jak to jest. Niebezpiecznie. Ludzie się oddalają od rzeczywistości myśli i wyobraźni. A ja uważam, że skoro słowo ma siłę sprawczą – lepiej dotykać słowem. Problem polega na tym, że jest coraz mniejsza możliwość kulturowych odniesień. Pewnym ludziom, którzy są niewykształceni, nie da się czegoś powiedzieć. Trzeba pokazać. Inaczej nie zrozumieją. To nie jest problem ludzi znudzonych swoją wyobraźnią, tylko tych, którzy jej nie mają. Jarzyna, Warlikowski, Kleczewska doskonale korzystają ze spuścizny kulturowej. Są wykształceni. Ale ich następcy? Dla nich najlepszy jest teatr typu wrestling. Nic nie dzieje się naprawdę, a można sobie pohasać. Scena daje cudzysłów. Sprowadza największą brutalność do zabawy. Mówią: przecież to tylko teatr! I dawaj okładać po pysku! Seks udawać!
[b]Beckett też szokował. [/b]
Może dlatego, że był ascetyczny. Dopiero grając z Tadeuszem Łomnickim, zobaczyłam, co można wydobyć z tekstów Becketta. Ile tam jest teatru. Pod warunkiem, że ma się wiedzę. Wtedy dzieją się rzeczy niesamowite. Znowu powiem coś na marginesie: brak mi w teatrze ludzi, którzy potrafią mówić. Męczę się z tego powodu. Brak mi Tadeusza Łomnickiego, Gustawa Holoubka, Zbigniewa Zapasiewicza. Wchodzili na scenę, mówili i stwarzali słowem cały świat. Żeby tak grać, trzeba być zajmującym człowiekiem.
[b]A co dobrego słychać w polskiej dramaturgii? [/b]
Jest Masłowska. "Między nami dobrze jest" jest dobre. Reszta świadczy o tym, że mamy przestój w wyobraźni.