Bo też mamy do czynienia z zewnętrzną demokratyzacją kapitalizmu. Reklama zachęca nas do konsumpcji, ale pieniędzy brakuje.
Jednak system udrażniają banki, które nie ostrzegają przed tym, tylko dają kredyty, które trudno spłacić.
20 lat temu mieliśmy złudzenia, że będziemy żyć w lepszym świecie?
Takiej biedy jak w latach 30. nie ma. Ale efekt odrzucenia działa. Dużo mówią o tym Niemcy. Powojenne pokolenie, dzieci robotników i chłopów, zostało profesorami, bankowcami, ale ich potomkowie nie mają pracy. Obcują z efektem szklanego sufitu. Nie mogą się przebić, awansować w hierarchii społecznej. Mackie Majcher demonstracyjnie mówi, że musi sobie wykroić kawałek kapitału nożem i nie chce tego ukrywać. Tak było w Londynie, gdzie demonstranci chcieli, by miasto należało do nich chociaż przez jedną noc. W spektaklu buduję opozycję między Pitchumem a Mackie Majchrem. Pierwszy jest królem żebraków, który buduje kapitał, dodając grosz do grosza. Mówi, że by dorobić się na ludzkiej biedzie, trzeba przestrzegać prawa. To zasada działania korporacji, które osiągają zyski, opierając się na reklamie, zwolnieniach i cięciach kosztów. Na drugim biegunie jest Mackie Majcher, który wybija szybę i bierze to, co chce, i burzy ład. Żadna z tych postaw nie jest moralna.
Też mamy podwójną moralność. Krytykujemy kapitalizm, ale tylko wtedy, gdy czujemy się poszkodowani.