Czy można opowiedzieć znaną historyjkę bez nieznośnej słodyczy, jaka ciąży na „Kopciuszku"? W Teatrze Wielkim w Poznaniu udało się to Kanadyjczykowi Paulowi Chalmerowi. Jego wersja okazała się tak interesująca, że postanowiła ją przenieść dla swojego baletu Opera Rzymska.
Paul Chalmer zaczyna „Kopciuszka" od śmierci. Mała dziewczynka stoi nad grobem matki, a w jej domu znika ze ściany ślubny portret rodziców. Zastępuje go olbrzymi obraz przedstawiający inną kobietę.
Kanadyjski choreograf dostrzegł, że w znanej muzyce Prokofiewa jest nie tylko obraz romantycznej miłości przemieszany z żartem, ale także sporo tragizmu, który z orkiestrą zaakcentował dyrygent Tadeusz Kozłowski. A choć Paul Chalmer otrzymał zadanie zrealizowania spektaklu familijnego, uznał, że dzieci trzeba traktować poważnie.
Nie ma więc w spektaklu cukierkowatej rzeczywistości. Bawią widzów próby poznania przez siostry Kopciuszka tajemnic eleganckiego tańca, ale one nie zdobędą ręki Księcia. Jedna obżera się słodyczami, druga ostro pociąga z butelki. Macocha jest zaś piękną kobietą, ale Jennifer Rivera Lara pokazuje, że to wyrafinowana, zimna egoistka.
Najważniejsze, że Paul Chalmer wszystko opowiada tańcem, posługując się językiem baletowej klasyki. Wydaje się ona mało przydatna dla nowoczesnego widowiska, Kanadyjczyk udowadnia, że jest inaczej. Pomysłów zaś ma tyle, że w spektaklu ciekawsza stała się druga część. W wielu inscenizacja bal u Księcia to tylko zestaw baletowych popisów, w Poznaniu ma on własną dramaturgię i dobre tempo.