Rodzi się nowy teatr tabloidowy

„Towiańczycy, królowie chmur” w reżyserii Wiktora Rubina ściągają z pomnika Mickiewicza, ale autorki sztuki Jolanty Janiczak bym tam nie postawił.

Aktualizacja: 17.03.2014 08:57 Publikacja: 17.03.2014 07:49

Katarzyna Krzanowska (Celina Mickiewicz) i Roman Gancarczyk (Adam Mickiewicz)

Katarzyna Krzanowska (Celina Mickiewicz) i Roman Gancarczyk (Adam Mickiewicz)

Foto: Fotorzepa

Krzysztof Zarzecki (Andrzej Towiański), siedząc nago między widzami Starego Teatru, prosi o wyłączenie telefonów i uprzedza, że ktokolwiek będzie przeszkadzał w graniu spektaklu – zostanie usunięty z widowni. Chciałoby się! Każdy teatralny prowokator marzy dziś o tym, by zyskać promocję, jaką miał Jan Klata i jego „Do Damaszku".

Bełkotliwy monolog wygłaszany przez Zarzeckiego z pełną ekspozycją penisa w stanie spoczynku dowodzi jednak, że tekst napisany przez Jolantę Janiczak nie jest ekscytujący. Jak zresztą sam główny zamysł, by Adama Mickiewicza i wszystkich wieszczów traktować jak zwykłych ludzi, bo żyjemy w normalnym kraju i nie musimy chodzić z głową w chmurach. Takiego banału i wyważania otwartych drzwi dawno już w teatrze nie było.

Nagość Marty Ścisłowicz (Karolina Towiańska), która sporą część spektaklu spędza na koniu wystającym ze ściany, też nie powoduje szału uniesień, bo opatrzyła się w poprzednim przedstawieniu Janiczak i Rubina, czyli „Carycy Katarzynie".

Na marginesie muszę wspomnieć, że laureaci Paszportów „Polityki" błysnęli tam historiozoficznym paradoksem, że gdyby nie władczyni Rosji – nie byłoby twórczości Mickiewicza. Teraz przekonują, że jego dzieło nie jest ważne dla współczesnych. Na miejscu autorki wykazałbym się większą skromnością, bo jej „olśnienia" puentowane mniej lub bardziej udanymi dowcipami pokazują, że potaniały erudycja i odwaga. Oj, potaniały.

Oczywiście, znakomici aktorzy Starego Teatru i z niczego potrafiliby zrobić perełkę, więc sceniczny Władysław Mickiewicz (Bogdan Brzyski) czyści szmatką dzielącą go od widzów niewidzialną szybę, usuwając ciemne epizody z życia ojca. Ram Gerszon (Juliusz Chrząstowski) ironizuje na temat martyrologii i proponuje zbudować w Auschwitz centrum rozrywkowe im. Mickiewicza.

Wbite w scenografię dziesiątki siekier ujawniają oczekiwania twórców, by na scenę poleciały ostre przedmioty, co jest oczekiwaniem na nową martyrologię.

Janiczak stara się przekładać warunki paryskiej emigracji na dzisiejsze realia, dlatego jest w spektaklu telewizor z pornosem i żart o tym, który poeta miałby więcej wejść na YouTube. Konrad (Michał Majnicz) nie chce być bohaterem narodowym, tylko Gustawem, zwykłym facetem. Jaki problem? Proszę bardzo.

Zwolennicy i przeciwnicy lustracji dostają kawałek o ewentualnej współpracy Adama Mickiewicz ze służbami carskiej Rosji, zaś Ksawera Deybel (Ewa Kaim), kochanka poety, ma szokować szczegółami dotyczącymi życia intymnego wieszcza Adama. Wszystko to jest powierzchowne jak lektury newsów w sieci, a cała dyskusja na temat romantycznych celebrytów ma głębię publikacji tabloidu, gdzie muszą być dział z gołą babą, newsik kryminalny i ploteczka obyczajowa. Na koniec dostajemy muzyczny bonusik: aktorzy i zespół techniczny w koszulach a la Słowacki śpiewają „Mogę być twoim bohaterem, kochanie" Enrique Iglesiasa.

Myślę, że cel został osiągnięty – już niedługo Wiktora Rubina i Jolantę Janiczak czeka transfer do telewizyjnego programu dla kabareciarzy amatorów.

Krzysztof Zarzecki (Andrzej Towiański), siedząc nago między widzami Starego Teatru, prosi o wyłączenie telefonów i uprzedza, że ktokolwiek będzie przeszkadzał w graniu spektaklu – zostanie usunięty z widowni. Chciałoby się! Każdy teatralny prowokator marzy dziś o tym, by zyskać promocję, jaką miał Jan Klata i jego „Do Damaszku".

Bełkotliwy monolog wygłaszany przez Zarzeckiego z pełną ekspozycją penisa w stanie spoczynku dowodzi jednak, że tekst napisany przez Jolantę Janiczak nie jest ekscytujący. Jak zresztą sam główny zamysł, by Adama Mickiewicza i wszystkich wieszczów traktować jak zwykłych ludzi, bo żyjemy w normalnym kraju i nie musimy chodzić z głową w chmurach. Takiego banału i wyważania otwartych drzwi dawno już w teatrze nie było.

Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły