To absolutna musicalowa nowość. Dzieło „Six” młodej brytyjskiej pary autorsko-kompozytorskiej, Toby’ego Marlowa i Lucy Moss, na West Endzie i Broadwayu pojawiło się tuż przed pandemią i lockdown przerwał dalsze pokazy. Spektakle w Londynie i Nowym Jorku powróciły po przerwie, „Six” doczekał się też kilku realizacji zagranicznych.
Ten musical jest oryginalny i inny od tego, co obecnie dominuje na scenach muzycznych Londynu i Nowego Jorku. – Takie widowisko nie mogłoby powstać kilka dekad temu – mówi „Rz” Ewelina Adamska-Porczyk, reżyserka warszawskiej premiery. – Uświadomiłam to sobie na pierwszej próbie. W „Six” nie ma ani jednego mężczyzny. Są same aktorki, na dodatek wystąpią w spektaklu reżyserowanym przez kobietę. Wśród realizatorów są kobiety, w zespole muzycznym nie grają mężczyźni, tylko pianistka czy basistka. I wszystko to dzieje się w teatrze prowadzonym przez dyrektorkę.
„Six” w Teatrze Syrena nie jest kopią brytyjskiego pierwowzoru
„Six” jest ponadto kobiecym spojrzeniem na historię. O brytyjskim monarsze Henryku VIII opowiadają i oceniają go jego żony, on sam nie ma prawa nie tylko do obrony, ale też do zaprezentowania własnego punktu widzenia.
Czytaj więcej
Główna rola w prestiżowej premierze na wielkim festiwalu może okazać się losem, który wygrywa na loterii.
– Przed przystąpieniem do pracy przeczytałam kilka biografii Henryka VIII, obejrzałam też sporo filmów i seriali – opowiada reżyserka. – Nakręcono ich tyle, że Henryk VIII stał się właściwie bohaterem współczesnej popkultury. Nie miał oczywiście świadomości, że jego życie było tak barwne, iż po stuleciach stanie się inspiracją dla pisarzy i scenarzystów.